Po chwili ze strachem długowłosy zerwał się z łóżka. Coś mu
się przypomniało.
- Czy Kankuro nie mówił, że on ma wstrząs mózgu?? – spytał z
przerażeniem sam siebie.
Kompletnie zapomniał o tym, że Sasuke przez pewien czas nie
powinien podnosić się z łóżka. Miliony myśli kłębiło się w jego głowie. Co
jeśli zasłabnie na ulicy? Jak wpadnie pod auto lub do rzeki?? A jak...? Nie.
Nie mógł dopuścić do siebie takich myśli.
Szybko sięgnął do kieszeni, ale okazała się pusta. No tak,
klucze oddał młodszemu, gdy ten szedł do sklepu. Ich ojca nie było w domu, więc
też nie mógł skorzystać z samochodu. Myśl Uchiha, myśl... – Postukał się po
głowie. Iść po niego, czy mu zaufać? A co jak... O boże... – Zasłonił usta ręką.
Pewnie będzie chciał wrócić na motorze. W takim stanie może spowodować
wypadek...
Wyciągnął telefon i zadzwonił do Kankuro.
***
- Halo? – odebrał zirytowany Kankuro. Ktoś do niego dzwonił, a
prowadził. Nienawidził rozmawiać za kierownicą.
- Hej, mam sprawę. Jesteście daleko od mojego domu?
- Itachi? – spytał zaskoczony. Skoro niedawno się widzieli, to
coś musiało się stać. Usłyszał głośne "Mhm". – Jesteśmy koło stacji benzynowej, bo razem z Naruciakiem postanowiliśmy zatankować. A co się stało jeśli można
wiedzieć?
- Sasuke zmył się z domu razem z Suigetsu. Jak znam życie, to
znowu się nachleją.
- Przesadzasz. Doktorka mówiła tylko, że ma się nie
przemęczać, nic mu nie będzie po kilku piwkach – zaśmiał się. – A i tak jak
zasłabnie czy coś, to go kumpel przyprowadzi.
- No właśnie o ten powrót się martwię. Znając go, to wróci na
motorze...
- Co?! Dałeś mu kluczyki wiedząc, że jest w takim stanie?! – zdenerwował
się szatyn. Nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. Rozłączył się i rzucił
komórką w stronę blondyna. – Cholera...! – Prawie wjechał w inne auto.
- Co się dzieje? – spytał Naruto, widząc niepokój na twarzy
Kankuro. Ten go zignorował i zawrócił naciskając z całej siły na gaz, co
spowodowało lekkie zamieszanie na ulicy.
Po kilku minutach już stali pod domem Uchihy.
- Nie mogę uwierzyć, że go gdziekolwiek puściłeś... – powiedział No Sabaku, gdy Itachi wsiadł do auta. Ruszyli.
- Zapomniałem... – Westchnął. – Jak wychodził, to wyglądał
normalnie. Kompletnie wypadło mi z głowy, że ma siedzieć w domu..
- Dobra... Jesteś pewien, że go nikt nie podwiezie czy coś?
– spytał zniecierpliwiony szatyn.
- I zostawi moje cacko pod sklepem? Już to widzę... Choćby
umierał, to by nim wrócił do domu. – Przygryzł dolną wargę.
Blondyn zaśmiał się w duchu. Nie znał zbytnio Sasuke, ale
mógł stwierdzić, że jest największym debilem jakiego widział. No bo kto ze
wstrząsem mózgu jeździ sobie na motorze? Odpowiedź jest prosta. Uchiha Sasuke.
Jakby na potwierdzenie myśli Naruto, obok ich samochodu
przejechał motocykl. Szybko spojrzał w kierunku kierowcy i stwierdził, że to
nie brunet. Od razu zrobiło mu się lepiej.
- Boże, ja już go widzę wszędzie! – jęknął Itachi. Rozejrzał
się jeszcze trochę i po chwili rozszerzył maksymalnie swoje oczy. Tym razem się
nie mylił. Widział swojego brata! To znaczy miał ubrany kask, ale rozpoznał go
po ubraniu i po swoim ukochanym motorku. – Zabiję..! – wyszeptał Uchiha, gdy jego
brat z premedytacją ich minął. Pojechali za nim.
Pościg nie trwał długo, gdyż Sasuke nagle się zatrzymał.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że młody Uchiha ni z tego ni z owego
przewrócił się zsiadając z pojazdu. Cała trójka szybko znalazła się koło
bruneta, który leżał nieprzytomny na trawie.
***
- ...suke... Sasuke. – Czarnowłosy słyszał coraz głośniejsze
wołanie. – Sasuke obudź się! – Głos zadudnił w jego uszach.
Chciał spełnić prośbę brata, ale ciało go nie słuchało. A
może on już umarł? Dlatego słyszał wszystko, ale nic nie czuł. Może właśnie jego
dusza leci do nieba, czy tam piekła, a brata słyszy dlatego, że jest mu
najbliższą osobą?
- Sasuke... – Słodki głos zabrzmiał gdzieś w jego głowie.
– Sasuke, wstań... Otwórz oczy, proszę... – Poczuł jak ktoś łapie go za rękę. Miły
dreszcz przeszył go aż do ramienia.
- Młotek... – wysapał brunet i mocniej ścisnął jego dłoń.
- Tak tu Młotek... – powiedział niepewnie Naruto. – Wstawaj.
Sasuke uśmiechnął się lekko i otworzył oczy. Zamrugał kilka
razy, żeby wyostrzyć widok przed nim.
- Cześć... – wymamrotał nieśmiało do chłopaków. Kankuro na to
wybuchł śmiechem.
- Cześć? Cześć?! Tylko tyle masz nam do powiedzenia? Wiesz
jak się martwiliśmy?! Mogłeś... – Opadł na klatę brata szlochając. – Mogłeś umrzeć
idioto...
- Itachi, złaź ze mnie... Ciężki jesteś...
- Zamknij się! – krzyknął blondyn i puścił jego dłoń. – Ty w
ogóle zdajesz sobie sprawę, jak on się czuje? Mógłbyś chociaż poudawać, że
interesują cię uczucia osób, które cię kochają... – Wstał i odszedł od gromadki.
Był cholernie zły na tego dupka.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i włożył sobie do ust
jedną fajkę. Migiem ją odpalił i zaciągnął się mocno.
Nic nie mówiąc reszcie zaczął iść w stronę domu. Nie miał na razie ochoty przebywać z Uchihą. Kompletnie go nie rozumiał. Brat mógłby oddać za niego życie, a on i tak by to miał głęboko w dupie. Zaciągnął się jeszcze raz i wyrzucił pół szluga. Nie lubił palić, ale to był jedyny ratunek, żeby się odstresować i kogoś nie zabić.
Nic nie mówiąc reszcie zaczął iść w stronę domu. Nie miał na razie ochoty przebywać z Uchihą. Kompletnie go nie rozumiał. Brat mógłby oddać za niego życie, a on i tak by to miał głęboko w dupie. Zaciągnął się jeszcze raz i wyrzucił pół szluga. Nie lubił palić, ale to był jedyny ratunek, żeby się odstresować i kogoś nie zabić.
***
- On pali? – Sasuke wgapiał się w niedopalonego papierosa, leżącego niedaleko nich.
- Tylko wtedy, gdy jest wkurzony, zestresowany i rozdrażniony.
Normalnie nie wziąłby tego do ust więc…
- Ojejku, jaki on uczuciowy – przerwał mu Sasuke. Podparł brodę dłonią i z kpiącym uśmieszkiem przyglądał się oddalającemu blondynowi.
Naprawdę go to rozbawiło, jak Naruto wściekł się tylko za... no właśnie, za co?
On tylko na swój sposób powiedział bratu, że nie potrafi oddychać, gdyż on na
nim leży... Czy to było aż takie niegrzeczne z jego strony?
- Jak się czujesz? – spytał Itachi, patrząc na brata.
- Dobrze, tylko trochę mnie głowa boli – odpowiedział Sasuke.
- Jutro nie idziesz do szkoły, a w weekend żadnego
wychodzenia na dwór. – Pomógł wstać bratu.
- Dzięki, że tu jesteś... – powiedział z rumieńcem młody
Uchiha. Nie lubił okazywać swoich uczuć, ale postanowił to zmienić, zaczynając
od brata. Po chwili zaczął tego żałować, bo Itachi mocno się do niego przytulił.
– Dobra koniec tych czułości.
Kankuro, patrząc na tę scenę, poczuł ściski w żołądku. Tak, był zazdrosny o Sasuke. Kiedyś to Itachi tak się do niego tulił.
Skupił całą swoją uwagę na komórce, aby się czymś zając i nie patrzeć na te żałosne widowisko.
- To ja pojadę na motorku, a Kankuro cię zawiezie. Ok?
– Spojrzał na szatyna.
- Mhm. Wsiadaj bo już dawno miałem być pod sklepem... – zwrócił
się do Sasuke.
Po minucie po trójce nie było już śladu.
***
- Narutooo! – Blondyn usłyszał za sobą wołanie. Odwrócił się i
zobaczył biegnących za nim Kibe i Gaarę. Przystanął, żeby z nim zrównali i gdy
byli już koło niego, nic nie mówiąc ruszył przed siebie.
- Gdzie Shikamaru? – spytał obojętnie, przerywając tę doprowadzającą go do szału ciszę.
- Polazł do domu, bo mu się nie chciało z nami czekać na
Kankuro – powiedział Inuzuka.
- A właśnie, gdzie to jest ten mój rąbnięty brat? – zapytał
czerwono włosy. – Myślałem, że wrócicie razem.
- Zaraz powinien być pod sklepem – odpowiedział Naruto.
- Co się stało?
Naruto spojrzał na dwójkę przyjaciół. Przyglądali mu się z
troską w oczach. Czy był aż tak zły, że to zauważyli? Nie, nie czuł już złości.
Raczej smutek. Zaczynał się już gubić w tych swoich humorkach.
- Nic. Po prostu zmęczony jestem, to wszystko... – Uśmiechnął się
szczerze i tak szeroko, że aż go to zdziwiło. Chyba jego emocje zaczynały już
powoli szwankować...
- To może idź do domu i jutro skoczymy po ten prezent... – zaczął Gaara.
- Już mnie wyganiasz? – zaśmiał się Naruto.
- Niee... Chodziło mi o to, że…
- Jutro nie będzie czasu – wtrącił się Kiba. – Po szkole
wszyscy idą do domu się "odświeżyć" – mówił pokazując palcami cudzysłów w
powietrzu – więc jak chcesz jutro iść do
sklepu, to jedynie wagary nam zostają.
- Tak i znowu dostaniesz szlaban, jak się twoja matka dowie... – Jadeitowe oczy Gaary skierowały się na błękitne niebo.
Inuzuka westchnął.
- To może… - urwał blondyn, gdy usłyszał dzwonek telefonu.
- Noo...– odebrał Gaara. – Gdzie żeś polazł?
- Ja? Gdzie wyście poleźli! – Głos Kankuro wydobył się z
głośnika.
- My idziemy na miasto. Czekać nam się na ciebie nie chciało.
– Uśmiechnął się pod nosem.
- Echh... To idźcie na rynek, zaraz tam będę.
- Dobra. – Rozłączył się. Spojrzał na kumpli, którzy pogrążeni
byli w rozmowie.
- …no i Kankuro go chyba odwiózł do domu. – Blondyn opowiadał
Inuzuce o dzisiejszym wydarzeniu.
- Mamy czekać na niego na rynku – poinformował ich Gaara, wskazując na komórkę.
***
- To może to...? – wyszczerzył się Kiba, pokazując wszystkim
swoją zdobycz.
- Stringi? – prychnął czerwono włosy. – Ona ma już ich pełno.
- Masakra. Jak laski mogą w tym chodzić. – Naruto zmarszczył
brwi, przyglądając się tym wyzywającym majteczkom.
- Normalnie – powiedział Inuzuka i wrócił do grzebania w
stercie ubrań. – Kupmy jej jakąś seksowną bieliznę.
- Ta i do tego wibrator i kajdanki – zaśmiał się Kankuro. – Już
widzę jej minę, gdy to odpakuje. –Zachichotał.
- Pewnie pomyśli jeszcze, że to jakaś ukryta aluzja i że
któryś z nas chciałby iść z nią do łóżka. – Na samą myśl Gaara się wzdrygnął. Cała
czwórka się zaśmiała i wróciła do zakupów.
Po godzinie szukania kupili fajną niebieską koszulkę z
logiem supermena, czarną kamizelkę, o której blondynka zawsze mówiła braciom, gdy
przechodzili obok sklepu, i (pomysł Kiby) koronkowe stringi.
- Zostało nam jeszcze dużo kasy. Idziemy do jubilera? – zapytał
Gaara.
- Mhm... – zgodzili się.
Gdy weszli do sklepu, od razu rzuciły im się w oczy różne
łańcuszki i zawieszki. Przebierali je w rękach, szukając idealnego dla swojej
koleżanki. Były przeróżne: ze znakami zodiaku, z kwiatami i zwierzętami, z imieniem…
- Szukajcie łańcuszka z "Temari". Raz tu kilka takich
widziałem.
Po paru chwilach Naruto miał w ręce szukany przedmiot.
- Spodoba jej się? – spytał Kiba, gdy Kankuro odwoził ich do
domu.
- Pewnie, że tak – ucieszył się starszy No Sabaku. – A właśnie
miałem wam powiedzieć, że imprezka będzie tylko do dwudziestej trzeciej, bo później sąsiedzi się
skarżą, że spać nie mogą. Dwa razy była nawet policja... – mówił patrząc na
ulicę. – Ale ludzie będą u nas spać, więc też możecie do rana zostać.
- Spoko. A mamusia cię puści na całą noc, Kiba? – Blondyn zwrócił
się do przyjaciela ze złośliwym uśmiechem i dźgnął go w żebro. Szatyn
natychmiastowo złapał go za rękę i zaczął mu ją wykręcać. Po samochodzie
rozniósł się pisk i śmiech Uzumakiego. – Przestań...haha. Ała...
- To skończ mi dogryzać... Wiem, że moja matka jest
przewrażliwiona, ale bez przesady. – Przewrócił oczami i go puścił. Odsunął się
od niego i zaczął wpatrywać się w uciekający obraz za szybą.
- Żartowałem przecież. – Blondyn nadął policzki i już się nie
odzywał. Reszta podróży minęła w ciszy, którą czasami zagłuszał Kankuro klnący
pod nosem, gdy jakieś auto zajechało mu drogę.
Gdy dotarli pod dom Naruto, ten pożegnał się z kolegami i
wyszedł z samochodu. Wszedł do mieszkania i ściągnął trampki. Marzył teraz
tylko o gorącej kąpieli w wannie.
Dziewczyno rządzisz! "-Młotek.. –Wysapał brunet i mocniej ścisnął jego dłoń.
OdpowiedzUsuń-Tak tu Młotek.. –Powiedział niepewnie Naruto. –Wstawaj." Dobre ^^ Myślę że mylisz się i ja nie jestem w pisaniu od cb lepsza
Sorry ale rzuciło mi się w oczy to co krakenowi i "Marzył teraz tylko o gorącej kąpieli w wannie" nie chce cię urazić ale jak nie w wannie to gdzie pod prysznicem...wątpię ale koniec marudzenia! Piszesz tak, że...no sama nie wiem powodzenia życzę!
OdpowiedzUsuńYuso =^.^=