sobota, 22 września 2012

X




Naruto wpatrywał się w Haruno, która stała osłupiała, a łzy skapywały z jej brody na podłogę.
 - Co...? – odezwała się, robiąc przy tym posępną minę i pozwalając słonej cieczy na nowo wypływać z zielonych oczu. – Ale... – Zaciągnęła się powietrzem – myślałam, że... mnie nienawidzisz...
 - No coś ty... – Uśmiechnął się blado. – Kocham cię. – Spojrzał na dziewczynę, której oczy odzyskały sens życia. Jak on mógł ją tak oszukiwać? Po co mówił jej te kłamstwa...? Przecież mógł w jakiś inny sposób pozbyć się ze swojego życia Sasuke... W taki co nie raniłby innych dookoła...
Sakura usiadła z powrotem na krzesło i złapała dłoń blondyna. Spojrzała w błękitne, lekko zamglone tęczówki i delikatnie się uśmiechnęła. Była taka szczęśliwa! Naruto jej wybaczył i możliwe, że znowu będą razem. Jedyne co ją niepokoiło to ból w tych ślicznych oczach... I to nie był ból spowodowany tym jego wypadkiem. To było coś innego. Postanowiła się w to nie wgłębiać. Westchnęła i cmoknęła ukochanego w czoło.
 - Nie mogę uwierzyć, że znowu będzie tak jak dawniej – szepnęła i wtuliła się w Uzumakiego.
 - Ta... Ja też nie... – Pogładził ją po plecach.


***


Po rozmowie z tym zboczeńcem – Suigetsu, czarnowłosy popędził do szpitala. To był chyba pierwszy raz, gdy białowłosy podsunął mu dobry pomysł.
Stał właśnie przed pokojem siedemdziesiąt trzy  i zastanawiał się czy ma wejść. W końcu złapał za klamkę i delikatnie ją nacisnął. Pchnął drzwi i z progu zobaczył różowowłosą, trzymającą za rękę Młotka. Tego się nie spodziewał. Myślał raczej, że jacyś jego kumple będą przy nim, ale Sakura najwyraźniej musiała wszystkich wygonić. Na pewno, skoro brunet spotkał Gaare przy automacie z napojami...
 - Sasuke...? – Naruto był zdziwiony pojawieniem się Uchihy.
Ciemnooki zamknął za sobą drzwi i szybko ukrył zbędne emocje za maską. 
 - Jesteście razem? – Pytanie same wyrwało mu się z ust. Czuł jak pocą mu się dłonie. Czy to dlatego, że obawiał się odpowiedzi?
 - Nie widać? – prychnęła z gniewem Sakura i pocałowała blondyna w policzek. Sasuke ścisnęło coś w żołądku, ale to zignorował.
 - Aha. To dobrze, przynajmniej w końcu się ode mnie odwalisz. – Posłał jej kpiący uśmiech i spojrzał na blondyna. – Co się stało, że tutaj wylądowałeś? – spytał z troską.
 - Zjadłem... za dużo tabletek przeciwbólowych... – powiedział słabym głosem.
 - No ładnie... Gdybyś nie pił alkoholu pewnie nic by ci nie było... –wypomniał mu, na co Naruto przymknął oczy. – A kiedy wychodzisz?
 - Nie wiem... – westchnął. Dziwnie mu było rozmawiać z Sasuke, gdy była przy nim Sakura.
 - Hej, co się stało kotku? – Zaniepokoiła się dziewczyna. Gdy usłyszała „nic” i tak wiedziała, że coś się dzieje. Odkąd zjawił się Uchiha, niebieskooki dziwnie się zachowywał. Sasuke też był jakiś nie swój. Czyżby był zazdrosny, o to, że znowu chodzi z Naruto? Może sobie poukładał wszystko w głowie i jednak coś do niej czuje? Haruno uśmiechnęła się pod nosem. Kiedyś to tylko mogła sobie pomarzyć o miłości jak w bajkach, a teraz leci na nią dwóch facetów! Pochyliła się nad blondynem i pocałowała go czule w usta, a gdy usłyszała trzask drzwi była z siebie bardzo dumna. Wiedziałam – pomyślała i usiadła z powrotem na krzesło.

Sasuke wściekły jak nigdy wracał do domu. I pomyśleć, że ten Pustak jeszcze rano wydawał mu się normalny... Jak można wyznać komuś miłość, a kilka godzin później lecieć przepraszać swojego byłego? Naprawdę nie rozumiał dlaczego Naruto był taki zaślepiony i jej wybaczył... Jak można być z taką dziewczyną?
Po godzinnej przechadzce w końcu trafił na swoją ulicę. Przez ten czas zdążyło się już ściemnić, ale  cóż zrobić... Takie uroki jesieni. Pchnął drzwi mieszkania, ale były zamknięte. Kopnął w nie z całej siły kilka razy, po czym usiadł na schodkach. Oparł twarz na dłoniach, które podtrzymywał łokciami na kolanach i zastanawiał się dlaczego nikogo nie ma w domu. Jednak jego rozmyślenia okazały się błędne bo usłyszał dźwięk otwierającego się zamka.
 - Nie masz kluczy? – spytał Itachi, marszcząc brwi. Doczekał się innej odpowiedzi niż przypuszczał, że dostanie.
 - Nie rozumiem po kiego chuja zamykasz drzwi w dzień! – wybuchnął Sasuke. – Przecież wiedziałeś, że mnie nie ma! – Wstał i przeszedł koło brata, przy okazji trącając go ramieniem.
 - Przesadzasz Sasuke... – Odwrócił się w stronę młodszego, ale ten go zignorował i wszedł do kuchni. Długowłosy podążył za nim, ale zanim zdążył przekroczyć próg usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. – Co się stało?! – Wtargnął do pomieszczenia jak oparzony. Zobaczył Sasuke, który siedział na blacie, a na podłodze było kilka rozbitych szklanek. Dostrzegł też krew na jego dłoniach, blacie i jak się nie mylił, też na szkle... Podszedł do niego i złapał go za dłonie na których były rany. Spojrzał na niego ze strachem. – Co ty zrobiłeś...?
Czarnowłosy nic nie odpowiadał. W pewnej chwili wyrwał się bratu i z grymasem zeskoczył z blatu. Na spotkanie z podłogą pod podeszwą jego trampek niemiło zatrzeszczało. Nie przejmując się niczym chciał iść do pokoju, ale Itachi złapał go za ramię. – Albo sam mi powiesz co się stało albo to z ciebie wyciągnę. Wybieraj. – Długowłosy podniósł jedną brew i zrobił srogą minę.
 - Daj mi spokój... – powiedział prawie szeptem.
  - Sasuke! Co się z tobą do cholery dzieje?! – wrzasnął. Miał już dość cackania się z nim. – Nigdzie nie pójdziesz, dopóki mi nie powiesz! – Wykręcił mu rękę i pchnął na ścianę. – No dalej, słucham.
 - Puść mnie idioto! – krzyknął i próbował wyrwać się bratu. Może Itachi na takiego nie wyglądał, ale był naprawdę silny.
Po chwili starszy poluzował uścisk bo uznał, że i tak nic tym nie wskóra, a tylko sprawia mu ból. To był błąd, bo brunet swobodnie mógł odwrócić się do niego przodem i pchnąć go na środek kuchni.
-PRZESTAŃ W KOŃCU WTRĄCAĆ SIĘ W MOJE ŻYCIE I ZAJMIJ SIĘ SWOIM!! – Sasuke był wściekły jak nigdy. – SKOŃCZ W KOŃCU UDAWAĆ KOCHAJĄCEGO BRATA I SIĘ ODE MNIE ODPIERDOL!!
 - Sasuke... – Itachi był w szoku. Jeszcze nigdy z  jego ust nie usłyszał czegoś takiego. – Przestań piepszyć głupoty! Ja się tylko o ciebie martwię, a ty to masz zawsze w dupie! To chyba ja powinienem być zły na ciebie!  –Popchnął go na ścianę.
 - Teme... ! – Brunet nie wytrzymał i przywalił z pięści w twarz brata. Ten pod wpływem uderzenia upadł na szkło. Czarnowłosy stał w miejscu ,ciężko oddychając i wpatrywał się w Itachiego, który wycierał ręką krew, cieknącą mu z nosa. Nie chciał uderzyć go tak mocno...
Spróbował uregulować jakoś oddech i ruszył do swojego pokoju. Tam rozebrał się do bokserek i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej swoje ulubione czarne rurki i jakąś koszulkę. Udał się pod prysznic. Chciał jakoś wypłukać z siebie to wszystko co się dzisiaj stało. Ściągnął z siebie bieliznę i wszedł do kabiny. Gdy odkręcił kurek poczuł się od razu lepiej. Gorąca woda wpływała na jego ciało kojąco. Nie pozostał jednak długo w tym stanie, bo gdy wyszedł, dobry humor szybko się ulotnił. Ubrał się i wrócił do pokoju, by zabrać komórkę, portfel i bluzę.
Zeszedł na dół i zastał brata w kuchni, który przystawiał sobie do nosa chusteczkę. 
 - Idziesz gdzieś? – Spytał normalnym głosem długowłosy.
Brunet myślał, że Itachi będzie na niego wściekły a on się zachowywał jakby się nic nie stało...
 - Taa. Chcę się przejść...
 - A nie wściekniesz się, gdy zamknę drzwi na klucz? – zaśmiał się, na co Sasuke trochę się zdziwił.
 - Nie – powiedział pewnie. – A i Itachi... Przepraszam za... no wiesz... – Wskazał na swoją pięść, a później spojrzał w stronę brata.
 - Spoko. – Uśmiechnął się. – Już dużo razy dostałem w mordę, hehe. Przyzwyczajony już jestem.
 - Co? – Sasuke mu nie dowierzał. – Niby za co?
 - Za wkurzanie ludzi... Znasz mnie, zawsze coś głupiego palnę albo zrobię. – Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – A mogę wiedzieć o której wrócisz? – Brunet spojrzał na niego głupio i po chwili kapnął się, że miał zamiar wyjść.
-Późno.


***


 - ...Ale Jack, ja ciebie kocham! On dla mnie nic nie znaczy! – Cyk. – Luke, ja jestem twoim ojcem.. . - Cyk. –Wiadomości prosto z…  - Cyk. Znużony Itachi błądził po kanałach telewizyjnych. Przeleciał już prawie wszystkie programy - a mają ich całkiem sporo - i nic nie mógł znaleźć dla siebie... – Chcesz mieć w końcu włosy bez łupieżu przy okazji ich nie niszcząc? Twoja dziewczyna wstydzi się z tobą pokazywać, bo wyglądasz jakbyś wrócił z ośnieżonych gór? Mamy na to sposób! Nowy szampon firmy Kyuubi upora się z twoim proble... – Wyłączył te pudło i opadł na poduszki. To już dwie godziny odkąd Sasuke wyszedł, a go wciąż tak samo bolał nos... Chociaż okładał i mazał go różnymi specyfikami, nic nie chciało ukoić tego bólu. Nagle usłyszał brzęk kluczy i otwierane drzwi.
 - Sasuke...? – Odwrócił się do tyłu, by upewnić się, czy to jego brat wrócił. I tu kolejne tego dnia zaskoczenie. – Tata? Co tak wcześnie?
 - A bo wszyscy skończyli prace przed czasem, a ja i tak nie miałem już co robić w firmie, więc postanowiłem się urwać – powiedział luzackim tonem. Itachi patrzył na niego przerażonymi oczami. Kiedy to jego staruszek nabrał takiego stylu?? Fugaku trochę się zmieszał. Zakasłał dwa razy i poprawił swój świetnie zawiązany krawat. – To znaczy... Zamknąłem firmę, synu. – Ostatnie słowo zaakcentował jak to zawsze robił. – A co ci się stało? – spytał z ciekawością.
 - Co...? – Itachi zamyślony słowami ojca, nie wiedział o co mu chodzi.
 - No to co masz na policzku... Ktoś cię pobił? – Dotknął go w miejsce, o którym mówił, na co długowłosy syknął z bólu.
 - Policzku? – Zerwał się z miejsca i poleciał do lustra w przedpokoju. Gdy zobaczył swoje odbicie zmełł w ustach przekleństwo  Nos miał czerwony a obok niego widniała wielka fioletowa śliwa. Nie sądził, że jego brat ma tyle siły... – A to... – zaśmiał się nerwowo, gdy podszedł do niego ojciec. – No bo, jak byłem dzisiaj na zakupach, to... jakaś kobieta potrzebowała pomocy, bo.. jakiś facet ukradł jej torebkę! – Wymyślił na poczekaniu. – To chciałem jej pomóc i pobiegłem za tym przestępcą i go dopadłem. – Uderzył pięścią w swoją otwartą dłoń. – To tylko moja nieuwaga, że mnie zdołał uderzyć... Gdybyś widział jak wyglądał, jak z nim skończyłem! Przyjechała policja i dziękowali za ułatwienie im schwytania bandyty rangi S. I nie uwierzysz! Zaproponowali mi też posadę jako komendant, ale odmówiłem. – Chciał jakoś zanudzić ojca, żeby oszczędzić sobie niepotrzebnych pytań z jego strony. – Powiedziałem im, że…
 - Dobra, nie zmieniaj tematu... – Potarł palcami swoje skronie. To dobry znak! Teraz na pewno pójdzie spać czy coś! – Sasuke jest w domu? – Właśnie takich pytań Itachi chciał uniknąć.
 - Poszedł spać do kolegi. –Powiedział bezmyślnie.
 - Do kolegi? Suigetsu...? – Zmarszczył brwi. No tak, nie lubił tego kolesia. Zazwyczaj z jego winy młodszy wracał zawsze w złym stanie do domu...- Nie... Mówił, że w szkole poznał kilku nowych kumpli.
-No dobrze... – Złapał się za głowę .Tak! Zaraz pójdzie spać. „No dalej..” – Idę wziąć kąpiel. –  „TAAK!” – krzyknął w swoim umyśle. W końcu mu da spokój. – Dobranoc.
 - Dobranoc tato!


***


Sasuke kończył właśnie swoje czwarte piwo. Dzięki temu magicznemu napojowi prawie zapomniał o tym co się dzisiaj stało. Tak, prawie... Nie ważne ile by wypił i tak miał w głowie widok jak różowo włosa całowała Młotka.
 - Yo! – Czyjeś przywitanie wtargnęło mu do umysłu i poczuł jak ktoś uderzył go dłonią w plecy. – Co się stało, że pijesz beze mnie?
 - Właśnie miałem do ciebie zadz - odwrócił się przodem do kolegi – wonić... Coś ty zrobił z włosami?! – Białe włosy Suigetsu zdobiły teraz niebieskie końcówki. – Chyba, że mi się tylko wydaje... – Wstał i wziął do ręki pasmo błękitnych włosów. Zmrużył mocno oczy i czekał, aż coś go uświadomi, że się myli.
 - Dobra, nie nadwyrężaj się tak... – Odsunął się od niego. Przerażała go taka bliskość z Sasuke. – Nie wyglądasz na takiego pijanego, żebyś nie umiał rozróżniać kolorów .Hehe. Ładnie w nich wyglądam, nie? – Uśmiechnął się szeroko.
 - Nie – powiedział z powagą, ale po chwili się uśmiechnął. – Wiem, że masz zrytą banię, ale żeby farbować się na swój ulubiony kolor... Porażka.
 - Może ty też byś zrobił coś szalonego, jak farbowanie włosów? – zasugerował.
 - Wsadź sobie te twoje propozycje w dupę. – Delikatna żyłka zapulsowała mu na skroni.
 - To może zmienisz coś w swoich ubraniach... – Zmierzył kumpla dwa razy wzrokiem i zmarszczył brwi.
 - Coś ci nie pasuje? – podniósł na niego głos.
 - Za bardzo mrocznie... Co powiesz na kilka kolorowych koszulek czy coś?
 - Może od razu różowe rurki i sweterek – zakpił. Nie podobał mu się ten pomysł zmiany image’u. No bo komu przeszkadzają ciemne ubrania?
 - Nie aż tak ekstremalnie – zaśmiał się.
 - W ogóle, to noszę też kolorowe rzeczy... – bronił się.
 - Taa... Szary, czarny i biały, też mi kolory... – Przewrócił oczami. – Ubrał byś kiedyś coś niebieskiego. Lub zielonego...
Uchiha westchnął. Nie miał siły na bezsensowne kłótnie, jedyne co go uratuje to zmiana tematu.
 - A w ogóle, co tam u tego twojego kolegi? – spytał, zanim Sasuke zdążył cokolwiek powiedzieć.
 - Nic – sapnął.
 - Jak to nic?
 - No nic... – upierał się.
 - Boże, z tobą takie gadanie... Dowiedziałeś się dlaczego trafił do szpitala? – spytał.
 - Taa... Naćpał się apapem... – powiedział obojętnie.
 - Apapem? Hahaha, co za typ! – Zaczął się śmiać. – To lepsze, niż jak zeszłym roku wciągaliśmy nosem oranżadkę w proszku!
 - Nie przypominaj nawet... – Złapał się za czoło i uśmiechnął się szeroko. – Przez ciebie później przez tydzień smarkałem pomarańczowymi glutami.
 - Gahahaa pamiętam. – Ze śmiechu musiał usiąść. – Fuj, a Tobi... hahaa... później zjadł te smarki... bo chciał się przekonać czy smakują pomarańczkami! Haha... Nie mogę... – Wziął głęboki wdech. – Ok już.
Sasuke śmiał się jeszcze trochę, ale w końcu też się uspokoił.
 - Trzeba kiedyś go zaprosić na piwo. – Spojrzał na Suigetsu, który przyssał się do jego kufla. – I Deidare też. Te dwa zjeby razem to coś lepszego niż kabaret..


~*~*~*~
Sorki, że tak marnie napisane, ale chora jestem.. Więc może być kilka błędów gramatycznych.. 
A, i Kraken ;) Babiczko kiedy dasz nowego posta?? Bo czekam i czekam i się chyba nie doczekam ;c  

niedziela, 16 września 2012

IX



Sasuke leżał na łóżku i myślał o rozmowie z Sakurą. Może faktycznie potraktował ją zbyt ostro... Ale przynajmniej się od niego w końcu odczepi. Nie podejrzewał też, że może mu tak odpyskować. Gdy nie jest taka nachalna, to nawet spoko z niej dziewczyna. Co? Spoko dziewczyna... Ta jasne. – Uśmiechnął się szeroko. Już nie był zły.
 - Sasukee!! – Itachi wtargnął do jego pokoju. Musiał biec, więc coś się stało, bo ciężko oddychał. – Naruto jest w szpitalu... – powiedział gdy się już uspokoił. W Sasuke coś drgnęło.
 - Skąd... wiesz...? – Ledwo coś z siebie w szoku wydusił.
 - Kankuro tu przyjechał. Czeka na nas na dole... – poinformował brata. – Powiedział, że znaleźli go nieprzytomnego na podłodze w łazience. – Wyprostował się i spojrzał na młodszego. – Co tak patrzysz? Lepiej już chodźmy.
Czarnowłosy wgapiał się w brata w bezruchu. W jego umyśle pojawiały się słowa jak „Naruto”, „szpital”, „nieprzytomny”, „łazienka”... Zaraz, zaraz, przecież on był z nim w łazience... Czy to z jego winy coś mu się stało? Czy powiedział, czy też zrobił coś niestosownego, że blondyn wylądował w szpitalu??
 - Sasuke... Sasuke! – Itachi podszedł do niekontaktującego brata i nim potrząsł. – W porządku?
 - Tak...
 - To się zbieraj. Kankuro nie będzie cze...
 - Nie jadę z wami – przerwał Itachiemu. – Mam coś do załatwienia...
 - Nie wymyślaj... Myślałem, że to twój kolega. – Długowłosy się zamyślił. – Albo coś więcej, niż kolega... – Poruszył znacząco brwiami w górę i w dół, śmiejąc się przy tym gardłowo.
 - Daj mi spokój ok?! Nigdzie z wami nie jadę! I... – urwał, przeszukując w umyśle jeszcze czegoś do powiedzenia. – I to wcale nie jest żaden mój kolega, a na pewno NIE KTOŚ WIĘCEJ!! – krzyczał. – Spotkaliśmy się przez przypadek i teraz to się ciągnie za mną... – dodał już spokojniej. Nie miał siły już nawet podnieść głosu.
Itachi wpatrywał się w niego, z przygryzioną wargą, nic nie mówiąc. Nagle otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zrezygnował. Sasuke oddychał ciężko i rozglądał się po pokoju, unikając wzroku brata. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.
 - No wiesz... – odezwał się, długowłosy, po dłuższej ciszy. – Może i nie planowaliście spotkania, ale z takich obrotów spraw wychodzi piękne uczucie... – Próbował tak układać zdania, by nie sprowokować brata do kolejnego wybuchu. Sasuke tylko spojrzał na niego gniewnie. – To znaczy z takiego czegoś jak wy mieliście... Czyli potrącenie wózkiem nieznajomego... Hah, będziecie mieli co opowiadać dzieciom. Hahaha – Nie mógł się powstrzymać od tego komentarza. Zaczął aż płakać ze śmiechu.
 - Itachi...– syknął przez zaciśnięte zęby. – Żebym to ja nie musiał opowiedzieć ojcu, jak jego ukochany syn zabalował na imprezie i musiałem go prowadzić do domu..
 - Oj, braciszku. –Zacmokał. – Tyle, że ja już jestem dorosły. Gorzej ojciec by zareagował na ciebie. – Uśmiechnął się.
 - Ale mnie nikt nie musiał odprowadzać do domu i nie zarzygałem komuś butów! – wypomniał mu. – A swoją drogą wisisz mi parę nowych Nike’ów.

***

Sakura właśnie wracała ze sklepu. Po zajściu z Sasuke postanowiła dać sobie z nim spokój.
Wcale nie jest taki fajny za jakiego się uważa – Zmarszczyła brwi.  Żałowała, że się przed nim tak płaszczyła... Wyszła tylko na idiotkę, kiedy wracała po ich dzisiejszym spotkaniu do domu. Jeszcze jak na złość widziało ją kilka dziewczyn ze szkoły. Niby z nich takie koleżanki, a jak się coś stanie, to nie pomogą, tylko się śmieją... – Zazgrzytała zębami. Oj, już sobie jej koleżanki zapamiętają, że z nią się nie zadziera. Dobrze tylko, że nie widział jej Naruto... On to dopiero by się śmiał. Zerwała z nim dla tępaka, który wyzywa ją na każdym kroku i którego brat ją obrzygał...
Naruto...
 – Westchnęła.
Nagle się zatrzymała i spojrzała smutno na chodnik. Nie sądziła, że kiedykolwiek za nim zatęskni. Czyżby popełniła błąd zrywając z nim? To jasne jak słońce! Nigdzie nie znajdzie już takiego chłopaka jak Naruto. On był jedyną osobą, której nie wykorzystywała i przy którym była szczęśliwa. Teraz czuje się niewyobrażalnie samotna. Chociaż ma masę przyjaciół i rodzinę to bez niego... przepełnia ją pustka.
Zacisnęła ręce w pięści, a kilka łez skapnęło na jej buty. Nie przejmowała się tym, że idący gapię mogą się na nią patrzyć. Nie chciała tylko, żeby ktoś się jej spytał "Czy coś się stało?" , albo się wypytywał o to, a tym bardziej pocieszał... Szybko wytarła dłonią mokre policzki i ruszyła w stronę domu blondyna.

***

 - Siema Sui – przywitał się brunet, przybijając żółwika swojemu przyjacielowi.
 - Cze. Dzisiaj do szkoły przepisała się nowa laska. Mówię ci taka z niej dupa... – rozmarzył się. –A cyce to miała taaakie duże. – Pokazał rękoma rozmiar piersi dziewczyny, a później odwrócił się tyłem do znużonego Uchihy, wypinając się.  –A tyłek to...
 - Dobra bez szczegółów – przerwał mu czarnowłosy. – Najpierw wspomnisz coś o tyłku, a później będziesz wymyślał jakimi pozycjami się będziecie bzykać... – Przewrócił oczami.
 - Ajć, no mój błąd... Chciałem ci tylko powiedzieć, że z fajną babką siedzę na angielskim i że dużo osób za tobą tęskni – zaśmiał się i nerwowo przetarł włosy na karku.
Sasuke także się zaśmiał. Cały Suigetsu... Gada jak najęty, a jeśli chodzi o dziewczyny to jadaczka mu się nie zamyka.
 - No to mów, po co się chciałeś spotkać... – Nagle spoważniał.
 - Tak po prostu chciałem wyjść z kumplem. Czy to aż takie dziwne? – Uchiha mijał się z prawdą. Na początku chciał z nim pogadać o swoich problemach, ale zrezygnował.
 - Przez telefon brzmiałeś jakoś dziwnie... Na pewno nic się nie stało? – dopytywał się fioletowooki.  
Sasuke spojrzał na zachmurzające się niebo. Bardzo chciał prosić go o radę jeśli chodzi o Naruto. Ale co miał mu powiedzieć? Że podoba mu się chłopak? Od razu by szukał nowego przyjaciela...
 - Na pewno – powiedział pewnie.
 - No ok... A powracając do poprzedniego tematu... – Uśmiechnął się szeroko. – Ta blondyna chce cię poznać! – Klasnął zadowolony w dłonie.
 - Myślałem, że na nią lecisz...
 - No tak, ale dla mnie taka to tylko do ruchania. Chociaż sądząc po charakterze, to pewnie w tym nie jest najlepsza... – ciągnął swój własny monolog, jak to miał w zwyczaju. – Ja potrzebuję kobiety władczej, która się dobrze zaopiekuję moim małym przyjacielem. – Tu poklepał się po kroczu i zachichotał. Sasuke zrobił tylko minę pt. "Za jakie grzechy? " i powrócił do wgapiania się w swoje tenisówki. –Na przykład Konan taka jest. Jak ona się tobą zajmie to mówię ci, masz ochotę zrobić to kilka razy pod rząd. Szkoda tylko, że nie ma takiego ciałka jak ta blondynka – posępniał. – A wczoraj, to…
Sasuke już wcale go nie słuchał, myślami był w rozmowie z bratem...
Co jeśli, to naprawdę jego wina, że Naruto trafił do szpitala? Powinien pogadać o tym z Suigetsu, czy nie? Tyle pytań nasuwał mu umysł, ale nie wiedział co sobie odpowiedzieć.
 - ...mówię ci stary, później on tam wskoczył! Hahaha – zaczął się śmiać, trzymając za brzuch. – Gdybyś widział minę dyra... Kazał mu to jakoś usunąć, a on się go pyta, czy to może wypić! Hahaha.
Sasuke zaśmiał się najszczerzej jak potrafił, kompletnie nie mając pojęcia o czym mówił. Ale ciekawość go zżerała, co ten koleś chciał wypić, więc skarcił się w myślach za niesłuchanie.
Suigetsu zmrużył oczy. Zazwyczaj było tak, że on gadał jak katarynka, a Sasuke jednym uchem to wpuszczał, a drugim wypuszczał, wyłapując ciekawe momenty, ale dzisiaj było coś z nim nie tak.
 - Słuchasz mnie? – spytał, chcąc go sprawdzić. Brunet przytaknął. Doskonale! Teraz może go przetestować!
 - Hmm...  To kto wsypał kisiel do fontanny? – Był już pewny, że odpowie źle.
Sasuke przeszukał pamięć, czy akurat tego nie wychwycił, gdy jego przyjaciel wygłaszał mowę, której nie słuchał. Kompletnie nic nie znalazł... To może inaczej? Czy zna jakiegoś zjeba, który zrobiłby coś takiego? No tak...
 - Tobi – powiedział pewny zwycięstwa.
 - Naprawdę nie wiem, jak ty to robisz... – mruknął pod nosem Sui, ale na tyle głośno, żeby Uchiha to usłyszał.  –Przecież doskonale było widać, że jesteś myślami gdzie indziej...
 - Pomyśl sobie, że to taki dar dla rodziny Uchiha – powiedział z udawaną dumą w głosie, na co Houzuki przewrócił oczami. – Powinieneś oddawać mi jakieś ukłony, za to, że pozwalam ci się ze mną przyjaźnić – zaśmiał się brunet, robiąc na złość białowłosemu.
 - Taa, naprawdę jest czego zazdrościć... – odgryzł się, po czym jego twarz się rozpromieniła. – No dobra, to powiesz mi co cię gryzie, czy mam wymyślać?
 - Ehh... – westchnął – No ok.
Sasuke opowiedział mu o imprezie i dzisiejszym poranku w łazience. O jego zmartwieniach dotyczących Naruto...
 - Kto by pomyślał, że tobie się spodoba chłopak! – Ucieszył się jakby dostał prezent na gwiazdkę. No tak, takie wiadomości to on lubi... I po co on mu to mówił? Jeszcze komuś wygada.
 - Wcale mi się nie podoba, baranie – zaprzeczył własnym słowom. – Po prostu tak wyszło i teraz nie wiem, czy to moja wina, że leży w tym szpitalu..
 - Na twoim miejscu bym jechał go odwiedzić – powiedział z powagą. I tu, o dziwo wcale nie udawaną.

***

Naruto w szpitalu... szpitalu... - Tylko to zajmowało myśli Sakury po spotkaniu ojca chrzestnego swojego byłego chłopaka. Nic więcej się nie dowiedziała, bo Jiraiya był tak zajęty, że nawet nie mógł do niego pojechać, a był tam może z pół godziny, by dowiedzieć się, że blondyn ma się już lepiej.
Dziewczyna wbiegała właśnie do szpitala. Sama się musiała przekonać, czy z Naruto wszystko w porządku.
Dowiedziała się w jakiej sali leży Uzumaki i szybko pognała na te piętro. Gdy otworzyła drzwi zobaczyła go drzemającego na łóżku szpitalnym z ohydną, białą pościelą. Na krześle obok siedział Gaara i trzymał go za rękę.
 - Cześć – powiedziała nieśmiało, wchodząc do pomieszczenia.
 - Kogo tu widzę... – zaśmiał się z bólem No Sabaku. – Po co tu przyszłaś?
 - Sakura-chan... – szepnął Naruto i spojrzał na dziewczynę, której do oczu napływały łzy. Był w takim kiepskim stanie!
 - Możesz nas zostawić samych? – zwróciła się z prośbą do czerwono włosego.
 - No nie wiem czy mogę... – Wskazał na przyjaciela.
 - W porządku... – powiedział słabym głosem blondyn.
Gaara westchnął i wyszedł z pokoju, po drodze trącając ją barkiem. Sakura lekko się zatoczyła, ale gdy złapała równowagę usiadła na miejscu gdzie przed chwila siedział Rudy.
 - Naruto... – Przełknęła ślinę. – Ja... to wszystko przemyślałam. Wiem, że już na to za późno, ale chciałam cię przeprosić. – Łzy naciekły jej do oczu. Nie chciała płakać. Jeszcze tego brakowało, żeby sobie pomyślał, że chce go wziąć na litość.
 - A co z Sasuke...? – spytał zachrypniętym głosem.
 - Byłam mu dzisiaj powiedzieć, co do niego czuję, bo byłam pewna, że coś na pewno. – Pociągnęła na nosie. – Ale, gdy mu to powiedziałam, to nie zauważyłam żadnej różnicy w sobie. Gdy byłam przy tobie, to czułam w środku coś jakby... – zamyśliła się szukając idealnego porównania. – Jakbym miała petardy w brzuchu. – Uśmiechnęła się na wspomnienie o tym. Rozglądnęła się po sali. – Pamiętam, jak leżałam tu po wycięciu wyrostka robaczkowego... Wtedy byłeś przy mnie całe 3 dni i nic nie było w stanie cię ode mnie odgonić, by iść do domu spać. Wtedy czułam się taka szczęśliwa, że mam kogoś takiego przy sobie. – Znowu się uśmiechnęła, ale po chwili posmutniała.
 - Sakura-chan... – szepnął Naruto, gdy po jej policzkach pociekły ciepłe łzy. Szybko je wytarła.
 - Przepraszam... Ja... Obiecałam sobie, że się nie rozryczę – mówiła, bawiąc się końcówką swojego rękawa. – Nawet nie wiem dlaczego ci to wszystko mówię... Chyba myślałam, że to jakoś odciąży, to coś, co mam w sercu po zerwaniu z tobą... – Zamyśliła się. – Chyba już sobie pójdę... – Wstała z krzesła.
 - Czekaj.... – wycharczał Uzumaki. – Sakura, ja cię nadal kocham.
Na te słowa kolejne łzy pociekły po delikatnym policzku dziewczyny. 

VIII



Rano Sasuke obudził dziwny zapach. Coś jakby stara, zapocona skarpeta, która tydzień gniła pod łóżkiem. Ze strachem otworzył oczy i aż jęknął z obrzydzenia. Przed jego twarzą była stopa Kiby! Najszybciej jak potrafił zrzucił go z materacu. Szatyn na bliskie spotkanie z podłogą mlasnął niespokojnie i przewrócił się na drugi bok. Uchiha westchnął. Miał już dość tego kretyna.
 To, że nie wyszedł z tego cholernego domu zaraz po przebudzeniu było błędem. Otóż Kiba, który ciągle się wiercił i machał nogami na wszystkie strony, wsadził mu palec do nosa. To była już przesada.
 - Bierz te giry kretynie!! – krzyknął, łapiąc śmierdzącą stopę Inuzuki. Ścisnął ją z całej siły, dając upust swoim emocjom, i po chwili było już słychać jęki bólu.
 - Ała!! – Kiba wyrwał swoją stopę z ręki Sasuke. – Co ci odbiło? I czego się drzesz?!
 - Bo spać nie dajesz! Ty w ogóle myjesz nogi? – spytał, doskonale znając odpowiedź.
 - Tak...! – zmieszał się szatyn.
 - Właśnie widać... A tym bardziej czuć.
 - Bardzo śmieszne bambusie... – wybąkał Kiba i zrobił obrażoną minę.
 - Bambusie... Ja nie mogę... Haha! – zaśmiał się Naruto, przerywając tę niby kłótnie. – Kiba ja cię normalnie kocham za te twoje teksty! – mówił, wycierając z oczu łzy i podniósł się do przysiadu.
 - Nie przesadzaj... Dzieci w podstawówce walą już lepszymi tekstami – wtrącił Gaara i ziewnął. – Kurde te wasze ryki, to nawet nieboszczyka by obudziły.
 - Która godzina? – spytał blondyn, nie mogąc znaleźć swojej komórki.
 - Emm... dziesiąta trzydzieści – powiedział Kiba, zerkając na tarczę budzika postawionego na biurku.
Sasuke wstał i skierował się ku drzwi.
 - Już idziesz? – zapytał czerwono włosy.
 - Taa... Wezmę tylko brata i już nas nie ma. – Wyszedł z pokoju.
Zaraz gdy zniknął w korytarzu, Naruto natychmiast się podniósł.
 - Eee... Kibelek wzywa – powiadomił Kibę i Gaarę, gdy pytająco się w niego wgapiali.
Gdy przekroczył próg, od razu znalazł się przy brunecie.
 - Możemy pogadać? – spytał zdenerwowany, łapiąc go za przedramię.
 - Jasne – powiedział obojętnie.
Uzumaki wciągnął go do łazienki i przed nim stanął.
 - Więc...? – ponaglił blondyna, gdy ten rozmyślał nad tym co powiedzieć.
 - Skoro już jesteśmy trzeźwi, to... – zaczął nieśmiało.
 - Chyba jak ty już jesteś trzeźwy – zaśmiał się.
 - Niech ci będzie... – Spojrzał na podłogę. – Chciałem porozmawiać o wczorajszym incydencie... – Nerwowo podrapał się po karku.
 - Tak? Czyli o czym? – spytał czarnowłosy, udając, że nie wie o co chodzi. Naruto spojrzał na niego z głupią miną.
 - Dobrze wiesz o czym Draniu! O po... – urwał zawstydzony. – O tym co się wczoraj wydarzyło.. – mówił ze spuszczoną głową.
 - Młotku, nikt cię nigdy nie nauczył, że się patrzy w oczy osobie, z którą się rozmawia? – Złapał blondyna za brodę, pociągając ją do góry by widzieć jego twarz. – No, możesz kontynuować – rzekł z lekkim uśmiechem.
 - Łapy przy sobie! – Uzumaki zmarszczył brwi i oddalił się trochę. – Jeśli masz zgrywać głupka, to rozmowa skończona. – Odwrócił się do niego tyłem i już miał zamiar wyjść, gdy nagle Sasuke znalazł się przed nim i pocałował go czule w usta.
 - C-Co robisz...? – spytał cały czerwony Naruto.
 - Udowadniam ci tylko, że wiem o czym mówisz. A teraz spadam. – Otworzył drzwi. –Dokończymy tę rozmowę kiedy indziej, ok? – Bez czekania na odpowiedź, wyszedł na korytarz.
Naruto oparł się plecami o ścianę i zjechał po niej w dół. Był totalnie zaskoczony zachowaniem Uchihy. I ten pocałunek. Tak, pocałunek. A co jeśli on nic nie znaczył? Sasuke chciał coś udowodnić, może mu tylko o to chodziło. O nic więcej...
Co się dzieję... Ostatnim razem się tak czułem, gdy pierwszy raz spotkałem Sakurke – pomyślał. Czy to o to chodzi? Mam sobie znaleźć dziewczynę bo  jestem aż tak zdesperowany, że całuję się z Sasuke? Sasuke... – Westchnął i złapał się za głowę, która niemiłosiernie go bolała. Szybko wstał, czego po chwili żałował, bo prawie się przewrócił, i podszedł do półki. Wyciągnął z niej jakieś tabletki. Nie zaglądając na etykietę, wsypał sobie kilka na dłoń i włożył je do ust, zapijając wodą z kranu.
Spojrzał na siebie w lustrze. Chociaż się wyspał, wyglądał gorzej niż w nocy. Blada skóra, przekrwione oczy... I jak on ma sobie kogoś znaleźćm jak tak wygląda...?
Dotknął swoich spierzchniętych ust. Sasuke je całował. - W lustrze zobaczył lekki uśmiech, który po chwili zniknął. Jego odbicie zaczęło nierównomiernie oddychać i się trząść. Spojrzał na swoje dłonie. Drżały.
 - Co jest...? – wysapał. Obraz zaczął mu się rozmazywać, a kolana trzęsły się jak galareta. Upadł. Ze wszystkich sił próbował wstać, ale jego wysiłek był nadaremny. Zamknął oczy. W ciemnościach zobaczył Sasuke. Mówił coś do niego, ale blondyn nie słyszał co. Po chwili już całkiem stracił kontakt z rzeczywistością.


***


 - Możesz nie palić w domu? – spytał zirytowany Itachi, który wszedł do pokoju brata. Już wystarczająco go bolała głowa. Tego mu tylko brakowało... Smrodu papierochów.
 - Jak ci się coś nie podoba, to wyjazd. – Sasuke zaciągnął się mocno i dmuchnął dymem w stronę długowłosego z nadzieją, że ten sobie pójdzie. Starszy Uchiha zatkał sobie tylko nos i usiadł na łóżko obok niego.
 - Zgaś to lepiej. Jak ojciec się dowie to będziesz miał przechlapane.
 - Stary przyjedzie dopiero za dwa dni... – powiedział ze swoim już znanym ironicznym uśmiechem.
 - No, ale... Ja nie lubię tego smrodu... – Kończyły mu się już argumenty. – Zrobisz to dla mnie?
 - Och, dla ciebie? – Zrobił kpiący głos, ale po chwili na powrót zobojętniał. – Nie.
Itachi westchnął, spuszczając głowę w dół.
 - Co się stało? Wczoraj byłeś taki milutki, okres masz? – spytał ze śmiechem.
 - Weź się odwal. – Przewrócił oczami i zaciągnął się. –Może mi wróci humor jak wyjdziesz, sprawdzimy? – dodał po chwili.
 - Aż tak się gniewasz za te obrzygane buty? – spytał potulnie. Młodszy pokiwał głową. – Przecież przeprosiłem.
 - Wiesz gdzie mam twoje przeprosiny... – Sasuke zgasił peta w popielniczce i zamknął oczy.
Długowłosemu zrobiło się przykro. Wstał i bez słowa wyszedł z pokoju brata.
Ciemnowłosy westchnął. Nie chciał wyżywać się na Itachim z powodu złego humoru. Powinien to zrobić na osobie, która wywołała u niego tę złość. Oczywiście mowa o tym różowo włosym pustaku.
~ Gdy wracał spokojnie do domu, ze śpiącym bratem pod pachą, drogę zablokowała mu Sakura. Chciał ją po prostu bezczelnie wyminąć, ale ta złapała go za rękaw przy tejże próbie.
 - Sasuke... Porozmawiamy? – spytała piskliwym głosikiem.
 - Nie mamy o czym – odpowiedział na tyle spokojnie, że sam się zdziwił.
 - Daj mi 5 minut, proszę... – Nie dawała za wygraną.
 - Dobra, ale ani sekundę dłużej, więc się streszczaj. – Zmrużył gniewnie oczy.
 - No to... Już dawno chciałam ci coś powiedzieć. – Uśmiechnęła się zawstydzona. – Od czasu gdy się pojawiłeś w naszej szkole, ciągle o tobie myślę...
Zaraz, zaraz... Czy ona chcę mi wyznać miłość?! – Na te myśli Sasuke prawie się zakrztusił. Sakura, widząc to tylko wesoło zamrugała i powróciła do swojej mowy.
 - Ja cię ko...
 - Daj se siana dziewczyno... – przerwał jej. On trzymał prawie umierającego brata na ramieniu, a jej się zebrało na takie coś? – Możesz mnie kochać, nie umieć żyć beze mnie... co tam wolisz... Ale może dałabyś mi w końcu święty spokój? – Nie czekając na żaden ruch z jej strony, zaczął iść w stronę domu. Miał nadzieję, że te brednie co jej powiedział dadzą jej w końcu do myślenia i przejrzenia na oczy, że on nie jest dla niej, a tym bardziej na odwrót.
 - Ale, Sasuke... Czekaj! – Podbiegła do niego. - 5 minut jeszcze nie minęło! – Stanęła przed nim.
 - Ja naprawdę nie wiem, co w tobie widział ten blondyn... – powiedział z przymkniętymi oczami.
 - A no właśnie... Naruto... Zerwaliśmy w dniu, w którym cię poznałam. Czy nie uważasz, że to było przeznaczenie?
 - Przeznaczeniem by było, gdybyś nie była taką tępą laską... –Walnął prosto z mostu. Chciał, żeby ją zabolało. Żeby uciekła stąd, jak najdalej i nigdy jej już nie zobaczył.
Sakura przyjmowała na siebie te wszystkie kąśliwe uwagi z uśmiechem i łzami w oczach. Pragnęła tylko, żeby Sasuke odwzajemniał jej miłość. Ale może faktycznie stała się dla niego jakimś ciężarem... W sumie sama by nie chciała, żeby jakiś paszczur się za nią uganiał, ale ona była naprawdę ładną dziewczyną.
 - Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał z kpiącym uśmiechem.
 - Ja... – zatkało ją. Co mu miała powiedzieć? – Ja przepraszam... – wybąkała. Spojrzała na twarz bruneta, która wyrażała w tym momencie lekki szok. – Nie pomyś… - Nagle przerwał jej Itachi, który rozbudził się ze snu.
 - Aa... Sasukee... Gdzie jest klooop... – jęczał. Nagle fala kolorowych rzygów poleciała na ulicę i, o zgrozo, na buty młodego Uchihy, opryskując też przy okazji spodnie dziewczyny.
 - Itachi... JA PIERDOLE!! – wrzasnął na brata. – Wszystko twoja wina! – warknął na różowowłosą, która trzęsła się z obrzydzenia.
 - Moja wina? – spytała podnosząc głos. – To było mnie zaprosić do domu, jak normalni ludzie to robią! Wtedy nic by się nie stało! Pogadalibyśmy, powiedziałbyś, co miałeś powiedzieć i koniec!! – krzyczała. Sasuke wgapiał się w nią z szokiem w oczach. Kto by pomyślał, że się mu postawi.
Sakura zamknęła oczy. Musiała się jakoś uspokoić, bo ledwo co łapała powietrze do płuc.
 - Żałuję... że tu w ogóle... przyszłam – mówiła przez łzy. – Nie jesteś... tego wszystkiego wart...
Odwróciła się i szybkim krokiem zniknęła za zakrętem.
Sasuke stał tak w szoku, przez to co usłyszał, dopóki Itachi znowu nie przypomniał mu o swojej obecności. Na szczęście tym razem długowłosy obrócił głowę w prawą stronę i wymiociny poleciały na trawę. Westchnął i pomógł bratu dojść do furtki. Jedyną dobrą stroną tego wszystkiego, oprócz oczywiście odpędzenia Pustaka rzygami, był fakt, że żadnej żywej istoty nie było wtedy akurat na dworze. ~


***


Gaara, jak to miał już chyba w naturze, kłócił się z Kibą podczas grania na konsoli.
 - Zaraz cię zmiażdżę!! – krzyknął podekscytowany szatyn.
 - No chyba nie! – warknął No Sabaku. Nie mógł przegrać... Założył się z tym głupkiem o to, że ten który przegra, ubiera się w sukienkę i z makijażem idzie sobie z tym drugim na spacer...
 - Szykuj już sobie szpilki, bo jeszcze parę kopów i po tobie! MUHAHAHAHA! – zaśmiał się jak psychol.
Grali tak jeszcze parę minut, gdy po domu rozniósł się głos Kankuro.
 - GAARA!! TEMARIII!! KURNA, CHODŹ TU KTOŚ!!
Rudy odłożył gamepada i wstał z fotela.
 - A co z zakładem?? – spytał Kiba.
 - Walić zakład. No chodź! – Złapał go za rękę i pociągnął do siebie. Szatyn na dotyk jego dłoni pokrył się rumieńcem. Westchnął cicho i podążył za czerwonowłosym.
 - Co się sta... O kurwa...! Co z nim?! – spytał z przerażeniem Gaara, gdy zobaczył na podłodze, w swojej łazience, leżącego przyjaciela.
 - Żyje jeszcze... Zadzwoniłem po pogotowie, ale jak się nie pośpieszą, to nie będzie za fajnie – poinformował brata Kankuro.
 - Naru... Coś ty zrobił, idioto... – Uklęknął przed blondynem, patrząc na jego nieprzytomną twarz. Zbierało mu się na płacz. W końcu go kochał. Tak... kochał go więcej niż przyjaciela, ale w życiu by mu tego nie powiedział. To by wszystko zniszczyło. Dobrze mu było w roli przyjaciela, bo mógł się z nim spotykać, spać u niego i na odwrót, po prostu być blisko niego... Gdyby mu to zabrali...
 - Co tak ryczeliście? – spytała Temari, zaglądając do środka. - Cholera... Gaara... – szepnęła, widząc to całe zamieszanie. Dziewczyna dobrze wiedziała o uczuciach brata do blondasa. – Ale on żyje... prawda? 
 - Taa... – odpowiedział Kankuro, sprawdzając puls. – Już jadą – powiedział, wyglądając przez okno. – Nie martw się, uratują go. – Poczochrał brata po głowie, którą miał spuszczoną w dół. Po chwili zauważył coś mokrego na podłodze. Gaara płakał...



~ -Wspomnienia Sasuke  

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~ 
  
 Kraken, moja droga (chyba jedyna x.x) czytelniczko :*
Wiem, że miało być wczoraj.. ;c Tylko nie bij  >.<  Jak dobrze pójdzie to w ramach rekompensaty wrzucę kolejną część już dziś! ;)