poniedziałek, 1 października 2012

XI



Szedł przez ciemną uliczkę. Jego ciężkie buciory od półgodziny naznaczały na ziemi przebytą przez niego drogę. Przystanął. Już od dłuższego czasu czuł się obserwowany... Wróg? Niee... to musiał być ktoś  inny. Przyjaciel? Całkiem możliwe, chociaż wszystkiego można się tutaj spodziewać po wrogiej organizacji...
 - Jeśli masz odwagę, to pokaż się – rzucił, a jego słowa rozniosły się echem, odbijając się od ścian budynków.
Tajemniczy osobnik drgnął pod potęgą jego tonu. Ściągnął kaptur i podążył chwiejnym krokiem, ku jedynej świecącej latarni. W złotym świetle ukazała się jego dziecięca twarz, z dużymi rozmarzonymi tęczówkami koloru brązu. Włosy, tak samo jak chmury na jego płaszczu, były czerwone.
Na ten widok czarne oczy bruneta rozszerzyły się do maksimum.
 - Ale.. jak? Jak ,do cholery, po tylu latach wyglądasz tak samo?! – krzyknął zszokowany. Kiedy ostatnim razem widział Sasoriego, mieli zaledwie osiemnaście lat.
 - No widzisz... Technologia idzie do przodu, więc korzystam póki mogę. – Uśmiechnął się chytrze. – Ale widzę, że nie tylko ja odkryłem coś nowego... Twoje oczy... Są inne niż tamtej nocy.
 - Zasługa mojego klanu – powiedział, przyglądając się czerwonowłosemu.
 - No tak. W końcu jesteś Uchiha... – mówił z nieznikającym uśmiechem. –Tego się było spodziewać po najbardziej szanowanym klanie w tych czasach. Hmm. Zmieniając temat... – zamyślił się na chwilę. – Mam dla ciebie propozycję.
 - Jaką? – Itachi zmarszczył brwi.
 - Pracujemy właśnie nad poważnym projektem... I nie obijając w bawełnę... – Wziął głęboki oddech. – Potrzebujemy twoich oczu... Nie chciał byś znowu dołączyć do naszej organizacji?
 - Akatsuki, hmm? To jeszcze działacie? – spytał. Brązowooki przytaknął. – A co jeśli odmówię?
 - Na razie nic ci nie grozi. Ale za niedługo... Kto to wie? – Kąciki jego ust delikatnie się podniosły. – Wstrzymaj się z tym na razie... – powiedział gdy brunet wyciągał swój miecz. Odwrócił czerwoną głowę w bok i zachichotał. – Widzę komitet powitalny. – Jak na zawołanie koło ciemnookiego zjawiło się kilku ludzi.
 - Boss, nic ci nie jest? – spytał przestraszony Pain.
 - Nie. Ale trzeba go załatwić, zanim ucieknie... – Zwilżył usta, po czym sięgnął po kunai’a.
 - Nie martwcie się. To raczej wy będziecie uciekać, ale czy wam na to pozwolę? –Zaśmiał się Sasori. – Zaraz pokaże wam mojego asa!
 - Boss, damy radę?!
 - Musimy... Inaczej na świecie nigdy nie zapanuje pokój. –Ścisnął mocniej swoje narzędzie walki, czekając na ruch przeciwnika. Musiał się przecież przekonać jaką siłą dysponuje...
 - Nadchodzi... Hahaaha. Jesteście zgubieni! – Śmiał się jak wariat.
 - Boss... Kto nadchodzi? – Niepokój narodził się wśród jego podwładnych.
 - Nie mam pojęcia...
 - SASUKE!!! CO TO MA ZNACZYĆ???!!! JESZCZE RAZ TAK SIĘ DO MNIE ODEZWIESZ, TO OBIECUJĘ CI, ŻE NIE WYJDZIESZ Z DOMU AŻ DO OSIEMNASTKI!!!!
 - Ten głos...? Ale... mój ojciec...nie... żyje…
Itachi zerwał się z miejsca ledwo łapiąc oddech.
 - Co... to? Sen...? – Spojrzał na swoje spocone dłonie. Sen... sen? Zbyt realistyczne jak na sen... A może jednak?
 - MAM CIĘ DOŚĆ!! CIĄGLE TYLKO ITACHI, ITACHI, A JA TO CO?! PIES?!! – Do pokoju bruneta dochodziła niemiła korespondencja pozostałych członków jego rodziny. Niczym z procy wyleciał ze swojego pokoju i zbiegł po schodach. W salonie toczyła się bitwa słowna między jego ojcem, a narąbanym w cztery dupy Sasuke.
 - CIĄGLE NIE MA CIĘ W DOMU, I NIC CIĘ NIE OBCHODZI POZA WŁASNYM DUPS…!
 - Hej! Co to za ryki w nocy?! – Itachi przerwał te kłótnie i złapał ramię zataczającego się brata. Spojrzał na ojca i nie uwierzył własnym oczom. Ten który powinien świecić wzorem w tej rodzinie, stał tam tak kompletnie pijany! – Piłeś coś?!
 - Może dwa piwka... – szepnął i wbił wzrok w podłogę. No pięknie! Drze się, budzi ludzi w nocy, a jak przyjdzie co do czego to stoi jak taka ciota i mruczy coś pod nosem...
 - Ja naprawdę oszaleję w tym domu.. – Długowłosy przymknął oczy.
 - Itachi przepraszam... – mruknął Sasuke i pociągnął na nosie. Nosz... Jeszcze tego brakowało, żeby on się rozryczał!
 - Uspokój się. – Pogłaskał brata po głowię i pomógł mu iść w stronę schodów. – A ty tu czekaj. Zaraz przyjdę – zwrócił się do ojca.
Pomimo ciężaru w postaci jego brata, któremu nie chciało się nawet ruszyć palcem by mu pomóc  wejść na górę, jakoś pokonał dzielące piętra schody. Gdy wszedł do pokoju o popielowych ścianach, ułożył Sasuke do łóżka i usiadł na jego skraju. Złapał się za bolącą głowę i myślał... Zastanawiał się co skłoniło brata do umyślnego zrobienia sobie problemów... i jego wszystkie myśli zatrzymały się na blondwłosym chłopaku. No tak. Coś musiało się między nimi wydarzyć, niekoniecznie coś dobrego... A co z ojcem? Nim nie miał zamiaru się przejmować. Był już dorosły, a Sasuke to przecież jego ukochany brat. Westchnął głęboko. Spojrzał w kierunku śpiącego czarnowłosego. „Niech śpi” – pomyślał i udał się na niższe piętro.

***
 - Hej. Cześć. Też się cieszę, że wróciłem... – Naruto witał się ze swoimi znajomymi na korytarzu w szkole.
 - Naruuuto-kun! – pisnęły dziewczęta. – Nic ci się nie stało? Jak w ogóle trafiłeś do szpitala? Dobrze się czujesz? – Obrzuciły go masą pytań i zmieszany nie wiedział, na które ma najpierw odpowiedzieć.
 - Dobra laski, spokój. On jest mój! – Sakura przebiła się przez bandę koleżanek robiących kółeczko dookoła Uzumakiego. Złapała go za dłoń i chciała iść z nim gdzieś na osobność, ale któraś z dziewczyn przez przypadek ją popchnęła. Wylądowała na tyłku, a jej ukochany został z  powrotem wciągnięty między nie. Malutka żyłka na czole różowowłosej niebezpiecznie zapulsowała. – Mówiłam coś! Wypad od niego! –ryczała, na co większość wolała się odsunąć na bok. Tym razem to Naruto splótł ich dłonie i ruszyli przed siebie.
Zadzwonił dzwonek. Pożegnał się z Sakurą i ruszył w stronę klasy. Jednak nie dotarł do niej gdyż ktoś wciągnął go do składzika na miotły. Ujrzał przed sobą czarne oczy. Wszędzie by je rozpoznał.
 - Uchiha, co ty wyprawia... – Chciał go okrzyczeć, ale ciemnowłosy zasłonił mu usta dłonią.
  -Nie drzyj się tak, dobrze? – Zmrużył oczy i zabrał rękę.
 - Dobra, ale mi wyjaśnij co ci nagle odbiło... – Zmarszczył gniewnie brwi, domagając się jakiegoś usprawiedliwienia jego zachowania.
 - Chciałem porozmawiać – powiedział spokojnie.
 - W schowku?! – wrzasnął. – Przepraszam... – wybąkał, gdy Sasuke go uciszył. –Streszczaj się, bo nie mam zamiaru dostać przez ciebie nieobecności.
 - Powiedz mi tylko dlaczego znowu jesteś z tym pustakiem? – Zbliżył się do blondyna.
 - A co zazdrosny jesteś? – Zaśmiał się drwiąco.
 - Nie, po prostu.. – Zamilkł. – Ona nie jest dla ciebie. – Omiótł jego usta miętowym oddechem. Blondyn drgnął.
 - To kto według ciebie jest dla mnie odpowiedni? – spytał bezmyślnie. To zapach Uchihy tak na niego wpływa! W ogóle to wszystko jego wina!
Sasuke nie odpowiedział, tylko jeszcze bardziej zbliżył się do niebieskookiego, który wyglądał jakby tylko na to czekał. Ale zamiast go pocałować, liznął delikatnie jego wargi. Naruto jakby się opamiętał i zrobił krok do tyłu. Na jego nieszczęście było tam postawione wiadro więc potknął się o nie i upadł na poustawiane o ścianę mopy.. Sasuke tylko zaśmiał się na ten widok. Schylił się i pomógł wstać blondynowi. Nagle drzwi się otworzyły a w progu z gałami jak spodki stał konserwator i wpatrywał się w dwóch nastolatków trzymających się za dłonie.
 - Co wy tu robicie? – Przypomniało mu się, że uczniowie nie mają wstępu do takich pomieszczeń. – Wynocha mi stąd! – Pogroził im miotłą i odsunął się na bok, robiąc im przejście. Chłopacy szybko wyszli na korytarz kierując się ku klasie, z małą obawą spojrzenia za siebie.
Naruto zapukał do drzwi, poczym wszedł do sali. Tuż za nim podążył Sasuke.
 - Gomenasai za spóźnienie, Kakashi sensei – burknął Uzumaki.
 - Powód? – Wychylił się znad swojej książki. – A dobra siadaj – powiedział, gdy blondyn już otwierał usta. –Ty też Sasuke.
Usiedli na swoje miejsca i.. no, nudzili się. Jak zwykle była wolna lekcja. Nic dziwnego, że wszyscy mieli dobre oceny z biologii. Kakashi nie lubił uczyć, nawet nie wiadomo po co w ogóle zajął tę posadę, ale umiał dobrze tłumaczyć. Potrafił tak wbić im coś do głów, że musieli by się naprawdę natrudzić by to zapomnieć..
 - Co powiecie na mały projekcik? – spytał znudzonym głosem i omiótł wszystkich swoich uczniów wzrokiem. Jęk niechęci rozniósł się po klasie. – No co z wami. –Przewrócił oczami.
 - Sensei, a na jaki temat? – spytała Ino.
 - Macie chyba wszyscy książki. Podzielę was zaraz na grupy dwuosobowe i się dobierze tematy. – Wyciągnął z biurka jakąś kartkę. Zakasłał i zaczął czytać. – Ino z Hinatą, Neji z Lee, TenTen z Kibą…
 - Senseeei... Mogę mieć kogoś innego? – spytał z grymasem Inuzuka. Nie odpowiadało mu robienie projektu z tą chłopczycą...
 - Tak bardzo mi przykro, ale nie – powiedział beznamiętnie. Ile by dał, żeby Inuzuka nie wył mu nad uchem.. Jednak jak pozmienia coś w tej liście to zrobi się małe zamieszanie. – Naru…
 - Sensei! – wrzasnął Kiba. – Ale wszyscy chłopacy mają z chłopakami – zajęczał. – Mogę być z Naruciakiem?? – spytał z nadzieją.
 - Naruto ma już partnera, a jak ci coś nie pasuję to się do kogoś zgłoś, ale nie do mnie.
 - Świetnie! To pójdę do dyrektorki! – Wstał z ławki ucieszony.
 - Powodzenia. – Uśmiechnął się przez maskę. – A teraz to siadaj na tyłek, albo wpiszę ci jedynkę. – Nadal uśmiechając się powrócił do odczytywania listy. – Naruto z Sasuke.
Blondyn drgnął. Miał być razem z tym Draniem? Nie, nie. Na pewno mu się coś przesłyszało. Przecież miał go unikać, a po wspólnym projekcie jego plany pójdą w błoto. Cóż, dzisiaj i tak byli za blisko siebie niż on chciał.
Obrócił głowę w bok i był świadkiem tego jak Uchiha się w niego wpatruje. Sasuke, gdy w końcu uświadomił sobie, że został przyłapany na podziwianiu profilu kolegi z klasy, migiem udał, że słucha nauczyciela omawiającego tematy.
„Co on się tak gapił..? I.. masakra.” – przypomniał sobie co się stało w składziku. I jak on miał o nim zapomnieć jak dosłownie wszystko pcha ich do siebie?
 - Hej, co ci? – spytał z troską Kiba, gdy blondyn walił dłonią w swoje czoło w celu wyrzucenia z głowy pewnego bruneta.
 - Hę? – Spojrzał na przyjaciela nieprzytomnym wzrokiem i dopiero po chwili doszło do niego, że o coś się pytał.
 - Dobrze się czujesz? – Popatrzył na niego krzywo i zmarszczył brwi.
 - Tak.. Po prostu.. to wina Sasuke. Wolę z tobą robić ten projekt – burknął.
 - No widzisz! – podniósł głos i spojrzał w stronę Kakashiego. – Sensei! Naruto też chce być ze mną w drużynie! – Szczęśliwy klasnął w dłonie.
 - Już coś mówiłem.. – Spiorunował go wzrokiem. – Nic nie zmieniam.
 - Daj dychę.. – szepnął do blondyna. Naruto wypełnił rozkaz szatyna, poczym ten szybko wstał z ławki i skierował się ku biurku, na którym siedział nauczyciel. – Idę tylko wyrzucić to do kosza.. – Wskazał jakiś papierek, ale gdy znalazł się tuż przed Kakashim udał, że się przewraca i rzucił pieniędzmi w jego krocze.. – Oj, sensei wybaczy.. A może jednak skusi się pan na malutką zamianę? – spytał gdy szaro włosy podniósł do ręki banknot.
 - Inuzuka, ty myślisz, że marną dychą mnie przekupisz..? – Parsknął śmiechem. – No, po tobie to można się tego było spodziewać, ale żebyś chociaż nie brał kasy od kogoś innego.. – Wraz z nim śmiała się cała klasa. Oddał szatynowi pieniądze, który zaś oddał je prawowitemu właścicielowi.
 - Było tak blisko.. Gdyby nie ty to bylibyśmy razem w grupie! – oskarżył  przyjaciela.
 - To moja wina? – spytał ze śmiechem Naruto.
 - Tak! Gdybyś nie dał mi tej forsy na widoku to nie było by problemów..
 - Najlepiej na mnie.. – Blondyn nadął policzki i skrzyżował ręce na piersiach. Jego obrażanie się na Kibę przerwał dzwonek. Zebrał wszystkie swoje rzeczy i rzucił się w stronę wyjścia z klasy. 



~*~*~*~*~


Ostrzegam, pisane na siłę.. ;c wena opuściła :P