wtorek, 27 listopada 2012

XIV


Drgnął, słysząc jakiś podejrzany stukot pod swoim oknem. A już prawie zasnął!
Wkurzony wygramolił się z łóżka, ale przez fakt, że był zaplątany w pościel, przewrócił się na twarz. Jęknął, podnosząc głowę do góry i przeczołgał się w stronę ściany. Tam złapał jedną ręką parapet, a drugą pozbył się uciążliwej kołdry.
Spojrzał przez szybę i zaniemówił, widząc jakiś cień. Ktoś włamuje się do ich domu przez garaż! Jakie to szczęście, że akurat on z całej rodzinki mieszka w tym pokoju. Gdyby ojciec go zajmował – a stary Fukagu śpi jak kamień – to pewnie nic by nie zauważył. A nawet jeśli, to tłumaczyłby to bójką kotów od sąsiada.
Itachi zmrużył bardziej oczy, by dostrzec jakiekolwiek ruchy zbrodniarza, ale nic nie zauważył.
   
 Pewnie wlazł już do środka…  szepnął do siebie. 
Co miał teraz zrobić? Wezwać policję?
Zamiast tego, cofnął się w głąb pokoju, by obmyślić plan.
Ze zwycięskim uśmieszkiem wlazł pod łóżko w poszukiwaniu jakieś broni. Oprócz zalegającego  kurzu, oraz czegoś podobnego do spleśniałej kanapki, nie zalazł nic. Przez umysł przeszła mu myśl o pogrzebaczu do kominka, ale wtedy po zadaniu ciosu, miałby na sumieniu bezbronnego złodzieja.
Z lekką obawą wyszedł ze swojego pokoju i – po cichutku, gdyż nie chciał nikogo obudzić – udał się schodami w dół.
Salon nie był zbyt dobrze oświetlony, ale dla długowłosego nie była to przeszkoda w odnalezieniu wewnętrznych drzwi do garażu. Jednak, nim zdołał tam wejść, usłyszał jakby coś się przewróciło i rozsypało. Ciche przekleństwo i głęboki oddech tajemniczego osobnika zza ściany sugerował, że z pośpiechem kradnie co popadnie.
Zagryzając nerwowo dolną wargę, udał się do najbliższego pomieszczenia – łazienki.
Zapalił światło i szukając czegoś podobnego do pałki, natknął się na przepychacz do kibla. W sumie dlaczego nie? Lekkie, przezorne, a gumowa część powinna oszołomić przeciwnika, bez możliwości unicestwienia. 
Złapał za wystający kijek i uradowany, że wybawi rodzinę przed kradzieżą, wrócił tam skąd przyszedł. Łapiąc za klamkę, głośno przełknął ślinę i ją nacisnął. Naparł na drzwi i jednym susem znalazł się przed oprawcą, który grzebał przy stole z narzędziami.
Złodziej zorientował się, że nie jest sam dopiero, kiedy do jego uszu doszedł odgłos szczęku zamka.
Itachi ścisnął mocniej w dłoni drewniany kij i krzycząc: „A masz, złodzieju!”, wymierzył sprawiedliwość gigantyczną gumą.
Oprawca jednak zamiast przyjąć ten cios w głowę, zdołał się odwrócić przodem i ofiarą długowłosego stał się jego policzek. Poleciał na pobliski stolik i omal go nie przewrócił.
Dumny, że uratował rodzinę przed włamywaczem, podszedł w jego stronę, by mu się dokładnie przyjrzeć. Kompletnie zdębiał, gdy zobaczył kogo zaatakował.
  
– Co ty robisz, debilu?! – wrzasnął jego młodszy brat.
   S-Sasukee…? – wybąkał, gdy w końcu odzyskał głos.
   No, a kogo się spodziewałeś?! 
Nie odpowiedział. Nadal był w szoku przez to, co zrobił.
Ale chwila. Przecież Sasuke powinien teraz smacznie spać we własnym łóżku! Co on tutaj robi?!
  
 Co ty tu wyprawiasz?! – spytał starszy, ledwo powstrzymując się od krzyku. Ścisnął mocniej kijek, który nadal trzymał i nie pozwalając  mu się wytłumaczyć, pacnął go gumową częścią w ramie. – Znowu nawiałeś z pokoju? A jakby ci się coś stało? 
   Co by mi się niby mogło stać? – warknął i z wściekłością wyrwał bratu z rąk przepychacz, którym go co c hwilę szturchał. 
   Mało zboczeńców na świecie?! 
Normalnie opadły mu ręce z braku wyobraźni u czarnowłosego. Ile to się teraz słyszy o gwałtach i porwaniach?
  
 Nie przesadzaj, byłem tylko u kolegi – powiedział, wyrzucając badziewie, które trzymał w ręce. 
   U Suigetsu? – spytał z podnosząc jedną brew. – Przestań się z nim w końcu zadawać! Same kłopoty są przez niego.  
   Nie będziesz mi wybierał przyjaciół. – Prychnął, a następnie podejrzanie się uśmiechnął. – Dla twojej informacji, byłem u Naruto.
Spojrzał na Itachiego z dziwnym błyskiem w oku i cierpliwie wyczekiwał na jego reakcję, jakby wiedział, że go tym uspokoi.
  
 No nie wierzę! – Klasnął ucieszony w ręce i się uśmiechnął. – W końcu się pogodziliście? 
   Myśmy w ogóle nie byli pokłóceni, idioto.  Sasuke popchnął brata, blokującego mu drogę. Migiem znalazł się przy drzwiach , nim jednak przekręcił gałkę, zauważył, że są zamknięte. 
   Daj klucz – poprosił ładnie, wyciągając dłoń. 
   Klucz? – powtórzył Itachi i zrobił głupią minę. Spoglądając w stronę brata, zaśmiał się nerwowo. 
   Tylko mi nie mów, że tutaj utknęliśmy – syknął z zamkniętymi oczami. Po chwili złapał za swoją głowę, próbując się uspokoić.
   Nie utknęliśmy tu…  zaczął pocieszająco. – Zostaliśmy tylko zatrzaśnięci – dodał. 
   No co ty nie powiesz?!
Czarnowłosy podszedł do stołu rzemieślniczego, by powrócić do przerwanej czynności. Nim Itachi zaatakował go tym dziwnym przedmiotem, szukał różnych narzędzi do otworzenia zamka. 
Znalazłszy mały śrubokręt, podszedł do drzwi i wsadził go w szparę pomiędzy drewnem, a futryną.
  
– Nie ma szans… - Pokręcił głową starszy. – To antywłamaniówki, a w ogóle do takich rzeczy używa się wsuwki. Nie oglądasz filmów?
Zrobił kilka kroków w stronę brata, którego twarz wykrzywiała się w różne, dziwne grymasy przez męczenie się z tym cholerstwem.
  
 Ciekawe skąd mam wytrzasnąć wsuwkę! – warknął zirytowany Sasuke. – W ogóle, to za dużo bajek się naoglądałeś.
   Nie ma bata, żeby popuści… - otworzył szeroko oczy – ły… Wow. Normalnie, jak jakiś szpieg – zaśmiał się, gdy młodszemu w końcu się udało. 
   Też tak sądzę. 
Obaj chłopcy zdębieli, słysząc głos swojego ojca i w identycznym momencie odwrócili głowę w stronę skąd docierał. Drzwi były otwarte, a w przejściu stał Fukagu.

***

Czekał właśnie na Sakurę, która spóźniała się już piętnaście minut. Ponownie spojrzał na zegarek i ze złości, zacisnął zęby. Zrobił kilka kroków w jedną stronę, by po chwili wrócić na miejsce. I jeszcze raz. Rozejrzał się niespokojnie dookoła siebie, by upewnić się, że panna Haruno nie wyskoczy zaraz zza rogu.
   
 Naruuu! 
Usłyszał wołanie z kompletnie innego miejsca, niż się tego spodziewał. Odwrócił w tamtą stronę głowę i zanim zdołał cokolwiek zrobić, różowowłosa zawiesiła mu się na szyi.
   
 Przepraszam za spóźnienie, ale byłam jeszcze u ciotki – wytłumaczyła się. – Idziemy? 
Blondyn przytaknął i biorąc swoją dziewczynę za rękę, pociągnął ją w stronę szkoły.
Wchodząc na salę gimnastyczną, przywitała go głośna muzyka i pełno wykłócających się nastolatków. Jak zwykle nauczyciela jeszcze nie było, więc całe to uzdolnione teatralnie bydło robiło, co im się żywnie podoba. Nie zdziwiłby się, gdyby wszyscy zaczęli wieszać się na długich żyrandolach, czy wszczęliby ogień na scenie – dla Konohy, takie zachowanie było na porządku dziennym.
Puściwszy dłoń Sakury, ruszył do grupki swoich przyjaciół, którzy  zgodzili się pomagać w przygotowaniach do spektaklu. Uzumaki z całego serca pragnął odwalać brudną robotę razem z nimi, niż grać gwiazdę tego przedstawienia. Może i był popularny w swoim liceum, ale to wcale nie oznaczało, że jest odważny.
  
 Siemka – przywitał się z kumplami i nim reszta zdążyła zareagować, wyrwał Kibie skręta z ręki. 
Z ust Inuzuki wyrwało się krótkie: „Ej!”, ale wcale go to nie powstrzymało przed zaciągnięciem się.
Czując ostry smak i palący dym w płucach, migiem odciągnął od ust własność szatyna. Oddając mu ją, zaczął kaszleć.
  
 Debilu, to jest samo zioło – powiadomił go przyjaciel. 
   Myślałem, że… – odchrząknął – masz, to pomieszane z tytoniem.    Nie sądzę, żebym wytrzymał tu bez czegoś mocniejszego – zaśmiał się. – Takie miejsca źle wpływają na moją psychikę. 
   Pornosy też źle wpływają na psychikę, a mimo to je oglądasz – odezwał się Gaara. 
Kiba, słysząc to, odwrócił się do nich tyłem i wypiął tyłek. Odszedł od grupki, by usiąść na środku sali gimnastycznej, w ogóle nie zważając na wpadających na niego uczniów. Teraz był w swoim świecie.
Naruto wgapiał się w niego z otwartymi ustami i zmarszczonymi brwiami. Miał już do niego podejść, by najlepiej wyprowadzić szatyna z tego miejsca, albo chociaż usadowić go gdzieś w kącie, gdzie nie będzie przeszkadzał innym, ale zatrzymał go Sai.
  
 Zostaw go – powiedział z uśmiechem. – Zaraz sam przyleci i znowu zacznie odwalać, jak przed twoim przyjściem. – Puścił jego szarą koszulkę i zwrócił wzrok na scenę.
Uzumaki zastanowił się, jak brunet w ogóle znalazł się w ich paczce. Małomówny, dziwny, po prostu nie pasuje. Chyba wystarcza sam fakt, że przyjaźni się z Shiką. Podążając za jego czarnymi źrenicami, blondyn spojrzał w miejsce, na które zwracał uwagę.
Na scenie działa się epicka sztuka pt: „Kto ukradł Choujiemu kanapkę?”. Uśmiechnięty podszedł bliżej, by lepiej słyszeć kłótnie trzech największych głodomorów w szkole.
  
 Położyłem ją w tym miejscu! Przyznaj się, że ją zabrałeś! – krzyknął grubas, grożąc jednemu ze swoich przeciwników. 
   Nie prawda, widziałem, jak Goku się ślinił na jej widok – uściślił pulpet, pokazując na kolegę palcem.          – Coś ty powiedział?! 
Z przekomarzanki słownej, przerzucili się na pięści.
Szybko wskoczył na scenę i odsunął Sakurę oraz Hinatę na bok. Nie chciał, żeby przez ich głupotę także oberwały.
Usłyszał miły dla ucha głos Hyugi, która podziękowała za fatygę, a następnie ostry wrzask swojej dziewczyny :
  
 Zrób coś z nimi! 
   Co ja mogę? – spytał z wyrzutem. 
   Jesteś facetem? No dalej, rozdziel ich! 
 Popchnęła go na bijących się grubasów, ale zdążył  złapać za kotarę i na niej zawisnąć.
Wszystko działo się tak szybko. Blondyn spadł ze sceny, pociągając ze sobą gigantyczną, zieloną zasłonę. Wszystkie oczy były wpatrzone w jego osobę, nawet walczący trzecioklasiści przerwali na chwilę bójkę.
Naruto zrobił się cały czerwony. Nie dość, że narobił sobie dużego obciachu, obijając tyłek, to jeszcze zniszczył własność szkoły. Dyrektorka na pewno pośle mu ogromny rachunek…
  
 Wiecie co? – zawył nagle Kiba, przerywając tę ciszę. – To ja zjadłem kanapkę grubasa! 
Zaśmiał się, jak opętany, kompletnie tracąc nad sobą panowanie.
Powieka Choujiego nerwowo drgnęła. Najprawdopodobniej zanosi się na burze z jego strony. Z wypisaną wściekłością na twarzy, zeskoczył na parkiet i podążył w stronę uradowanego szatyna.
 
 Czekaj! To wcale nie on, mówi tak, bo jest zjarany! – Gaara bronił swojego przyjaciela. – Był cały czas z nami, co nie? – Złapał za czarną bluzę Saia i go do siebie przyciągnął. 
   Ttt… 
Niebieskie oczy Uzumakiego rozszerzyły się w szoku, widząc, jak tłusta ręka uderza biednego bruneta w policzek, na tyle mocno, że ten odleciał kilka metrów w bok.
 
 Zjadłeś. Moje. Śniadanie? – wypowiadał z wrogą przerwą przed każdym wyrazem, podchodząc do Kiby. Nim zdołał go jednak złapać za koszulkę, do sali wkroczył nauczyciel. 
Migiem znalazł się przy chłopakach, zakańczając tę całą sielankę.
  
 Co to ma wszystko znaczyć?! – wrzasnął Iruka, widząc nieporządek w całym pomieszczeniu. – Na boga, czy was nie można nawet na dziesięć minut zostawić?! Ogarnął wzrokiem całą tą hołotę, zatrzymując go na wyplątującym się z kotary blondynie. Zrobił w jego stronę kilka kroków, potrząsając z niedowierzeniem głową.
   Czy ty zdajesz sobie sprawę ile to kosztuje?!
  – Sensei, Naruto tylko…
   Nic mnie, to nie obchodzi! – krzyknął. – Wszyscy, oprócz aktorów, mają stąd natychmiast wyjść! Już!
Z głośnym jękiem, uczniowie mozolnie opuszczali salę gimnastyczną.
Gaara spojrzał na blondyna, mówiąc mu bezgłośne: ”Powodzenia”, na co niebieskooki w ramach podziękowania, kiwnął głową.
  
 Uzumaki, już na scenę! – rozkazał Umino. – Scena balkonowa! A spróbuj mi się pomylić! 
Naruto wszedł powoli schodami na podwyższony parkiet, gdzie zobaczył swoją dziewczynę. Grała ona Julię.
Żałując, że nie uciekł z resztą, otworzył usta, żeby wypowiedzieć tekst, którego kuł na pamięć trzy dni.
  
 Ej, chodźmy się napić! 
Głos Kiby był na tyle donośny, że doleciał do uszu Iruki, wytwarzając na jego twarzy wściekłość. Wystrzelił w stronę wyjścia, jak z procy, zostawiając aktorów samych.
  
 Pss… Naru! 
Uzumaki rozglądnął się, szukając źródła dźwięku. Spoglądając w prawo zauważył zaszytego za sztucznym drzewkiem, Kankuro. Podszedł do niego, robiąc pytającą minę.
  
 Co ty tu robisz? 
   A, zostałem sobie – zaśmiał się. – Myślisz, że ten stary pryk mnie powstrzyma, przed wyśmianiem jego sztuki?
   No dzięki, ja tu gram główną rolę. – Zmarszczył czoło, powstrzymując się przed uderzeniem go w łeb. 
   Do ciebie nic nie mam, ale Umino… - prychnął – kazał mi sprzątać salę po waszych próbach. 
   Za co? 
   Dosypałem mu kredy do herbaty, jak na chwilę wyszedł z lekcji – powiedział. – Ale jego mina, gdy to pił była niezastąpiona. – Zaśmiał się gromko, trzymając za swój brzuch.
   Słabo…  skomentował Uzumaki.
W porównaniu ze wcześniejszymi wybrykami Kankuro, to było drętwe. Już lepszym pomysłem było, jak dał pinezki na krzesło senseia, czy go do niego przykleił.
  
 O, już wraca… - Widok znienawidzonego nauczyciela niespecjalnie mu się spodobał. – Dawaj z tym teksciorem! Muszę sobie czymś humor poprawić.
   Wszyscy do domu, mam parę spraw do załatwienia! – krzyknął Iruka i zniknął tak szybko, jak się zjawił. 
Ucieszony blondyn spojrzał w stronę załamanego Kankuro, który krzyczał głośne: „Nieee!”, jak w jakimś dramatycznym filmie.
  
 Dobra, pośmieję się z was na występie. – Z niebezpiecznym uśmiechem zatarł dłonie. – A, zapomniałbym – pacnął się w czoło – razem z Gaarą planujemy kampić w lesie. Oczywiście masz szczególne zaproszenie, Naruś. – Klepnął blondyna w ramię, jakby chciał trochę ubarwić swoją wypowiedź.
   Spoko – bąknął niebieskooki i razem z szatynem, wyszedł z sali.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że nie wyszło za krótkie :P
A, co do tekstu, to proszę:

Jakby ktoś nie wiedział to, to jest przepychacz do kibla XD Się nie śmiejcie, moja siora nie wiedziała xD 

wtorek, 6 listopada 2012

XIII



 Wyciągając spod łóżka wcześniej schowane tam buty, ubrał na siebie kurtkę. Z wyzywającym uśmiechem podszedł do biurka i zabrał z blatu książkę do biologii. Wiedział, że blondyn miał własną, ale nie chciał, by się go czepiał, że przyszedł nieprzygotowany. W ogóle zastanawiało go, jak Uzumaki zareaguje na jego wieczorną wizytę. 
Pewnie mnie wyprosi – pomyślał i przeczesał dłonią swoje czarne włosy.
 Niczym się już nie przejmując, podążył na balkon. Musiał się stąd jakoś wydostać, a drzwi frontowe odpadały.
 Rozejrzał się po okolicy z nadzieją, że nikt go nie zobaczy i nagle coś mu się przypomniało.
 Cofnął się z powrotem do swojego pokoju i podszedł do łóżka. Musiał coś zrobić, żeby długowłosy nie dowiedział się, że zwiał. Zwinął więc pościel, którą wygrzebał wcześniej z szafy, formując ją na materacu w coś na kształt larwy, aby Itachi, jak tutaj zerknie, myślał, że śpi. Dumny ze swojego dzieła przykrył go kołdrą i wrócił na balkon.
 Opierając się o balustradę, wychylił się za nią, żeby obadać, jak wysoko od ziemi się znajduje.
Nie najgorzej. – Zmarszczył czoło.
 Nie patrząc już więcej w dół, przeszedł na drugą stronę barierki i  jak gdyby nigdy nic, skoczył.
 Gdy wylądował na zgiętych nogach, od razu przewalił się na tyłek. Nim wstał, musiał najpierw uspokoić przyśpieszone serce, które najwyraźniej nie było fanem takich wyczynów.
 Zmiął okładkę książki, którą trzymał w ręce i szybkim ruchem zerwał się z trawy. Otrzepał jeszcze spodnie z tego całego syfu i ruszył w stronę bramy.
 Stał właśnie przed mieszkaniem Naruto i po raz kolejny zastanowił się, czy jednak, to był dobry pomysł, by tu przyjść.
A, co mi tam… - stwierdził w myślach i zapukał. Miał tylko nadzieję, że żaden sąsiad nie powiadomił blondyna, że czatuje tu już od półgodziny…
 - Otwarte! – Usłyszał męski głos, wcale nie należący do Młotka. Był po prostu… no zbyt męski!
 Z lekkim zawahaniem nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Gdy zamknął za sobą drzwi rozejrzał się po mieszkaniu i ujrzał białowłosego mężczyznę, który klął pod nosem, próbując naprawić telewizor.
 - Dobry wieczór – przywitał się.
 - Wcale nie jest taki dobry – rzekł staruch, uderzając pięścią w skrzynię. Na chwilę na ekranie pojawił się jakiś obraz. – Szlag, czemu to cholerstwo nie chce działać?!
 - Może pomóc? – zaproponował. Co prawda nie znał się na takich rzeczach, ale kultura osobista musiała wyjść na światło dzienne. W tym przypadku było, to światło żarówki…
 - Poradzę sobie – powiedział z dumą głosie, jakby wiedział jak to naprawić. – Naruto jest u siebie – zmienił temat, z czego Sasuke był mu niezmiernie wdzięczny.
 Chwila… Przecież nie wie, za którymi drzwiami znajduje się pokój Młotka.
 - Te białe – odezwał się białowłosy, jakby czytał w uchihowskim umyśle i powrócił do grzebania przy kabelkach telewizora.
 Brunet, nawet nie dziękując, podszedł do pomalowanych białą farbą drzwi i szybkim ruchem je otworzył. Trochę się zdziwił, gdy zobaczył tam, oprócz oczywiście blondyna, Kibę.
 - Yyy… cześć?
 - Sasuke? – Uzumaki zmarszczył brwi.
 - No, a kogo się spodziewałeś? – zapytał z uśmiechem.
 - Na pewno nie ciebie – warknął. – Po co tu przyszedłeś?
 - Zrobić ten zasrany projekt – powiedział, wymachując książką do biologii, a na uroczej twarzy Naruto pisało się zdziwienie.
 - O tej porze? – wtrącił się Kiba. – A, to sobie wybrałeś czas, stary… - Przewrócił oczami.
Obiecuję ci, że jak jeszcze raz powiesz do mnie stary, to przemebluję ci tą brzydką mordę! – pomyślał, ledwo się powstrzymując przez wykrzyczeniem mu tego w twarz, a następnie rzuceniem się na niego z pięściami.
Zasrany śmierdziel – prychnął.
 - To co, mogę zostać?
 - Jak musisz – rzucił blondyn. Wstał z krzesła i podszedł do szafki, by wygrzebać z niej jakieś kartki. – Sasuke, jak chcesz, to weź sobie ciastko – powiedział już milszym głosem. Wychylił się przez ramię i wskazał na talerzyk, leżący na kolanach Inuzuki.
 - Nie dzięki… Jadłem niedawno kolacje – skłamał. Tak naprawdę, to nie miał ochoty jeść czegokolwiek, co było w pobliżu tego śmierdziela. Tym bardziej, jak widział, że Kiba biorąc do ręki jedno ciastko maca przy okazji pozostałe…
 Uchiha ściągnął kurtkę i rzucił nią na łóżko Młotka.
- Kurde, gdzieś tu miałem porobione notatki… - jęknął Uzumaki, przyglądając się kartkom we własnych dłoniach. Nagle ręce mu opadły i spojrzał w przestrzeń. – Chyba zostawiłem je w salonie… Zaraz wracam. – Z głębokim westchnieniem wyszedł z pokoju, zostawiając tam Sasuke i Kibę sam na sam.
 Nastała krępująca cisza, która wcale brunetowi nie przeszkadzała, za to Inuzuka wiercił się w fotelu, jak opętany.
 - Co ty owsiki masz? – spytał, po chwili wgapiania się w poczynania chłopaka.
 - Może, a co?
Nie odpowiedział. Zdegustowany jego osobą odsunął się do tyłu, wpadając prosto na blondyna, który pojawił się niewiadomo skąd.
 - Sorki – rzucił zmieszany. Szybko kucnął, pomagając Naruto pozbierać walające się na podłodze kartki, które Młotek pod wpływem zderzenia się z jego plecami upuścił.
 Kiba za to nie kiwnął nawet palcem, by pomóc – wciąż siedział w tym samym miejscu i wtranżalał ciastka.
 Wstał, gdy w końcu ostatnia z notatek Naruto, znalazła się jego rękach. Podał ją blondynowi, specjalnie muskając jego delikatną skórę na dłoni, na co ten się zarumienił. Szybko jednak spuścił wzrok, a widzący to Sasuke, uśmiechnął się. Wiedział, że podoba się Młotkowi, inaczej ten nie reagowałby na jego zaczepki w taki sposób.
 - Naru, ja spadam. Zaraz matka będzie do mnie wydzwaniać, gdzie jestem… - Brązowowłosy zrobił głupkowaty wyraz twarzy, przez co według bruneta wyglądał mądrzej niż zazwyczaj. Oczywiście jeśli jest to możliwe.
 - Przerąbane masz z tym szlabanem.
 - Wiem, a to wszystko przez pałę z historii – powiedział z grymasem na twarzy.
 - To było się uczyć, a nie grać z Gaarą w jakieś popierdzielone gierki – zaśmiał się. Jednak po chwili spoważniał, najwidoczniej coś sobie przypominając. – Później muszę z tobą o czymś porozmawiać… - zwrócił się do przyjaciela.
 - Spoko – sapnął, po czym zerwał się z fotela. – To narka. – Wyszedł z pokoju Naruto, przez co atmosfera w pomieszczeniu trochę się spięła.
 Niebieskooki stał i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął śmierdziel. Po chwili jednak jego wzrok zawędrował na ręce, a raczej na książkę, którą Sasuke trzymał.
 - Łał, widzę, że się przygotowałeś – powiedział z podziwem. – A, jak ja do ciebie przyszedłem, to mnie zbyłeś. – Jego pełne, brzoskwiniowe usta utworzyły słodki dzióbek.
 - A, bo byłem po imprezce… Nie miałem siły na naukę.
 - A teraz, to niby masz, co? – spytał z wyrzutem.
 - Tak. – Uśmiechnął się chytrze. – Jak, to mówią : Nie ma, jak dobry seks przed snem – dodał, po czym głośno się zaśmiał.
 - Że co?! – krzyknął Uzumaki. Jego zabliźnione policzki szybko zaszły czerwienią, a oczy prawie wyskoczyły z orbit.
 - No, naszym tematem jest rozmnażanie, czyli seks, nie?
 - Taa… - burknął i odetchnął z ulgą.
 Sasuke zmierzył go wzrokiem.
 - A ty, co myślałeś? – spytał ze złośliwym uśmiechem i usiadł na fotelu. Jednak z opóźnionym zapłonem dotarło do niego, że nie mniej niż pięć minut temu, to siedzenie zajmowała dupa śmierdziela. Wzdrygnął się na samą myśl i szybko przeniósł się na łóżko Uzumakiego.
 - Nic! Naprawdę nic – odpowiedział zawstydzony blondyn.
Z głębokim westchnieniem położył się na materac i mając koło siebie notatki Młotka, wziął jedną do ręki.
 - Seks jest najczęstszym sposobem na rozładowanie stresu – przeczytał z kartki. – A myślałem, że to ma być o rozmnażaniu, a nie o rodzajach poprawienia sobie humoru…
 - To pisał Jiraiya… - bronił się. – Poprosiłem go o pomoc, to oczywiście musiał dołożyć swoje trzy grosze. – Przewrócił oczami.
 - Ok… To jakie są rodzaje rozmnażania? – spytał, sięgając po długopis i czystą kartkę.
 - Płciowe i bezpłciowe.
 - Brawo. – Zapisał, co podyktował mu blondyn. – To teraz przydałoby się je opisać.
 - Już, już…

***

 Długowłosy tak się najadł, że miał wrażenie, że za chwilę pęknie. Z wielkim trudem wdrapał się po schodach, bekając po drodze, przez co trochę mu ulżyło.
 Zanim wszedł do swojego pokoju, by iść spać, chciał jeszcze zaglądnąć do brata. Otworzył więc drzwi, znajdujące się na końcu długiego korytarza.
 Pierwsze, co go uderzyło, po wejściu do pomieszczenia, to okropny chłód. Spojrzał w stronę skąd dochodził, a jego wzrok padł na otwarte szklane drzwi balkonu. Szybkim krokiem udał się w tamtą stronę, nie chcąc, by zimno obudziło jego kochanego braciszka, i je zamknął.
 Spojrzał w stronę młodszego i nie zauważył żadnego ruchu sugerującego, by ten miał się obudzić. Uśmiechnął się triumfalnie i cofnął się do wyjścia.
 - Dobranoc, Sasuke – szepnął i zniknął w korytarzu.
 Ruszył do swojego pokoju. Miał ochotę tylko na jedno –  w końcu rzucić się na swoje duże, wygodne łóżko i oddać się w objęcia morfeusza.

***

 - Dobra, to mamy tego, tak w miaaaa… – ziewnął. – W miarę – dokończył niebieskooki.
 Sasuke przeciągnął się i spojrzał na widok za oknem. Było kompletnie ciemno, więc wiele nie zobaczył.
 - Mhmm – przyznał. – To ja już spadam. Dokończymy to kiedy indziej.
 - Spoko. – Uzumaki wstał i udał się do drzwi. Otworzył je i puszczając Sasuke przodem, wyszedł za nim.
 Znajdujący się w salonie białowłosy staruch nadal męczył się z telewizorem.
 - I co? – spytał blondyn, gdy jego opiekun westchnął ze zmęczenia.
 - Chyba będę musiał zadzwonić po jakieś usługi od RTV. To dziadostwo za nic nie chce działać…
Nie lepiej kupić nowy telewizor? – Sasuke nie widział sensu za płacenie za naprawę. Jednak nie powiedział tego na głos, gdyż nie wiedział jakimi środkami dysponuje gospodarz.
 Ubrawszy kurtkę, podążył do frontowych drzwi. Rzucając Naruto ciche „cześć”, wyszedł przez nie na klatkę blokową i zeszedł ze schodów.
Gdy po krótkiej wędrówce doszedł w końcu pod dom, rozejrzał się po placu w poszukiwaniu dużej skrzyni, którą już dawno naszykował sobie na takie sytuacje. Jego balkon w zasadzie był nisko, dzięki czemu kiedy wracał późną porą mógł bez zauważenia szybko znaleźć się pokoju, ale nie chciało mu się po ciemku robić parkour’a.
 Po pięciu minutach stał już na balkonie. Wyciągając rękę w stronę klamki, nacisnął ją i pchnął drzwi. Nawet nie drgnęły. Zmarszczył brwi i spróbował jeszcze raz. To samo.
 - Kurwa… - zaklął zirytowany. Nie sądził, że Itachi może się kapnąć, że zwiał. W końcu z niego nic niepodejrzewający idiota.
Jeszcze, jak na złość się rozpadało…

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie betonowane, więc jeżeli pojawią się błędy bardzo przepraszam :3

Poniedziałkowej nocy napadła mnie taaaka wena, że poszłam spać dopiero o 3 X.x  Nie pytajcie nawet, jak wyglądałam w szkole xD
Mam nadzieję, że wam się spodoba, to co wyżej wypociłam xd Możecie mieć jakieś ale do Saska, bo chyba trochę zmiękł przy Naru, ale co się dziwić, w końcu nasz blondasek działa tak na wszystkich :D
A zmieniając temat, mam na deserek coś mniamuśnego dla yaoistek. Gdy to pierwszy raz zobaczyłam, od razu miałam wystrzał krwi z nosa XD



















Hyhyhy ;> Kto jeszcze, tak, jak ja, chciałby być na miejscu Naru?? ;3


-------------
Natsu, z racji tego, iż jestem kulturalną osobą nie zaprzeczę, że jesteś cwelem :*:*
Oj, ty się chyba prosisz o więcej do sprawdzania ;>  Zobaczysz, poślę ci  takiego kolosa, że zarwiesz nockę ]:-> muhahaha :D

piątek, 2 listopada 2012

XII


Przepraszam, że długo nie dawałam żadnej notki na tym blogu, ale po prostu nie miałam na to czasu. Obiecuję poprawę :) 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Blondyn z głośnym jękiem rzucił się na łóżko. Dzisiejszy dzień w szkole był okropny. Nie dość, że Sakura wymyśliła jakieś durne przebieranki, to jeszcze Gai- sensei, ten który ocieka „młodością”, z nieznanych powodów miał zły humor i kazał im całe dwie godziny robić pompki i brzuszki. Jeśli chodzi o tę szopkę z panną Haruno, to namówiła, a raczej zmusiła Uzumakiego do grania w sztuce „Romeo i Julia”. Bo tylko on, jej zdaniem, odpowiada na tę rolę, ale Naruto doskonale wiedział, że chciałaby, żeby kto inny grał głównego bohatera. Widział te wszystkie zalotne spojrzenia kierowane w stronę Sasuke. Mimo, że różowowłosa zarzekała się, że nie ma z nim nic wspólnego, to on i tak wiedział swoje.
Ale nie to teraz siedziało w blond głowie. Bardziej martwił go fakt, że „Pana Idealnego” nie było dzisiaj w szkole, a mieli umówić się na spotkanie w sprawie projektu z biologii. Skierował swoje niebieskie tęczówki na podłogę i westchnął. Co miał teraz zrobić? Nie miał jego numeru telefonu, więc chyba jedynym wyjściem będzie go odwiedzić…
Z wielkim grymasem wygramolił się z łóżka i pomasował swoje pośladki. Okropnie go bolały, a to wszystko przez tego pieprzniętego nauczyciela wf-u, który myśli, że wszyscy mają tyłki ze stali. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej swoją ulubioną granatową koszulkę, szary dres i czyste bokserki, po czym udał się do łazienki. Wszedł pod prysznic i odkręcił kurek. Poczuł ulgę, kiedy po jego ciele zaczęła spływać zimna woda. Lecz nie na długo, ponieważ po chwili do jego myśli znów zawitał Sasuke. Przez jego umysł przemknęło wszystko; ich pierwsze spotkanie, jak Kankuro ich przyłapał, imprezka, pocałunek w składziku… Lekko zmieszany spojrzał w dół i był świadkiem, jak jego penis jest w stanie erekcji.
To są chyba jakieś żarty… -  pomyślał zawstydzony. Od kiedy to jego własne ciało go zdradza i reaguje tak na Drania? Głęboko westchnął i wziął się do roboty. Nie mógł przecież zostawić siebie w takim stanie i najzwyczajniej w świecie schować stojącą męskość do bokserek.
Przejechał dłonią po trzonie i cicho jęknął. Kto by pomyślał, że samo rozmyślanie o Sasuke, aż tak go podnieci. Przyśpieszył ruchy dłoni, a plecami oparł się o zimne kafelki, którymi wyłożona była ściana. Starał się, żeby z jego ust nie wydobył się nawet najmniejszy dźwięk, gdyż Jiraiya był w domu, a tłumaczenie się przed ojcem chrzestnym nie było tym, czego pragnął…
Paroma zwinnymi ruchami w końcu udało mu się osiągnąć orgazm. Dokładnie się obmył i wyszedł z kabiny.

 ***

Blondyn zapukał do drzwi rezydencji Uchihów. Długo musiał się naczekać, zanim Sasuke raczył go wpuścić do środka.
 - Co, ty spałeś? – spytał, gdy czarnooki przeciągnął się i ziewnął. Spojrzał na jego nagą klatkę piersiową i lekko się zarumienił.
 - Ta – odpowiedział i ruszył schodami na górę.
Zdezorientowany Uzumaki nie wiedział, czy ma tu poczekać, czy udać się za nim. Ostatecznie wybrał to drugie. Gdy znalazł się na wyższym piętrze, zaglądnął do otwartego  pokoju, by upewnić się czy Sasuke w nim  jest.  Ujrzał wtedy jak nagie plecy giną pod materiałem. Spuścił zawiedziony wzrok i przeklął w myślał. Wolał, żeby Drań chodził bez bluzki. Szybko potrząsnął głową, wyrzucając z niej te bzdury.
 - Czemu nie było cię w szkole? – zapytał, gdy wprosił się do pokoju bruneta.
 - Nie ważne… - mruknął i usiadł na łóżko. – Po co tu przyszedłeś?
 - Mamy do zrobienia projekt, zapomniałeś? – Zmarszczył brwi i chciał trzepnąć go w ten durny łeb, ale ostatecznie cofnął dłoń.
 - Geez, mogłeś przyjść jutro… - Z głębokim westchnieniem opadł na materac i skrzyżował ręce pod głową. – Dzisiaj nie mam siły na takie rzeczy.
 - Wymyślasz… - Przewrócił oczami. – Nie mamy za du…
 - Sasuke! – Do pokoju wparował uśmiechnięty Itachi. – Mógłbyś… O, hej Naruto – przywitał się, gdy zauważył blondyna. – Nie wiedziałem, że mój braciszek ma gościa. – Wyszczerzył się jeszcze bardziej i zamknął za sobą drzwi. – Napiłbyś się czegoś?
 - Nie dzięki, właśnie wychodziłem – powiedział i minął ucieszonego długowłosego, któremu nagle zrzedła mina. Gdy schodził ze schodów usłyszał głośną korespondencje między braćmi. Mógłby wrócić i podsłuchać co mówią, bo przypuszczał, że o nim rozmawiają, ale tak szczerze, to mu to wisiało.
Zamykając za sobą furtkę, zauważył Gaarę, więc szybko do niego podbiegł.

***

- Sasuke, coś ty mu nagadał? – zapytał z wyrzutem Itachi. Gdy zauważył, że młodszy go ignoruje, uderzył go poduszką, którą miał pod ręką. – Heej…
 - Nic – odpowiedział i poprawił włosy, które rozwalił mu jego brat.
 - No jak to nic? – dopytywał. Miał nadzieję, że Sasuke niczego nie zniszczył. Chciał, by Sasuke i Naruto byli przyjaciółmi, lub jak wolą, to parą, bo ten uroczy blondasek był dla jego ponurego brata jedynym ratunkiem. – O czym gadaliście?
 - Nie twoja sprawa – warknął i przewrócił się na drugi bok. Jednak czując na sobie nieugięty wzrok długowłosego, odpuścił. – Mieliśmy zrobić jakiś tam projekt, ale zostawiliśmy to na jutro – powiedział podnosząc się z miejsca. Szybko znalazł się przy biurku i założył swój ulubiony, czarny sweter, który wisiał na krześle.
 - Zapomnij, nigdzie nie idziesz. – Złapał brata za rękę i mocno zacisnął palce.
 - Uspokój się, zimno mi. – Sasuke spojrzał na brata z kpiną w oku.
 - Ehh… Sorki – wybąkał. – Dobra, to ja ci nie przeszkadzam… Rób co tam miałeś robić, ja idę coś zjeść.
 - Spoko – rzucił czarnooki i z powrotem położył się na łóżko.

***

 - Hej Gaara, co tam? – spytał, gdy w końcu dogonił swojego przyjaciela.
 - Dobrze… - odpowiedział i spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem. – Co ty robiłeś u Uchihów?
 - Musiałem omówić z Sasuke ten projekt na biologię.
 - A jaki macie temat? Bo mi i Shino trafiło się opisanie komórek… - powiedział z grymasem. Czerwonowłosy nie za bardzo lubił towarzystwo tego świra, który ma bzika na punkcie robali, więc robienie z nim czegokolwiek nie przypadło mu do gustu…
 - Rozmnażanie – sapnął naburmuszony.
Zazdroszczę… Szkoda, że to ja nie jestem jego partnerem… - pomyślał trochę zawiedziony Gaara.
 - Może zjemy jakieś ciastko i pogadamy? – zaproponował No Sabaku, gdy przeszli obok jakieś knajpki.
 - Czemu nie – zgodził się. W sumie to nawet miał ochotę na coś słodkiego, więc się ucieszył z tego zaproszenia.
Weszli do środka. Był to bardzo przytulny lokal, gdzie ściany były pomalowane na beżowo, a na podłodze wyłożone jasne panele. Na prawo od wejścia stał bar, ale chłopacy wybrali stolik w kącie pomieszczenia.
 - Co podać? – spytała blond włosa kelnerka i wyciągnęła z kieszeni notes oraz długopis.
 - Dwa razy przekładańca czekoladowego – powiedział, poczym zwrócił się do blondyna. – Chcesz coś do picia, Naru?
 - Nie.
 - To wszystko. – Machnął na nią ręką i odeszła.
 - O czym chciałeś pogadać? Znowu masz jakieś problemy z Kankuro, albo z Kibą? – spytał niebieskooki.
Pora wprowadzić mój plan – pomyślał zielonooki i niewidocznie się uśmiechnął.
 - Nie… To znaczy Kiba się mnie ostatnio przyczepił i nie zachowuje się jak kumpel… - powiedział ściszonym głosem.
 - Czyli jak się zachowuje? – Zmarszczył brwi. Wiedział, że Kiba czasami jest dziwny, ale żeby w końcu osiągnął swój limit? Niemożliwe.
 -  No, zauważyłem jak…
 - Smacznego. – Kelnerka przerwała wypowiedź Gaary. Uśmiechnęła się przelotnie do blondyna i uciekła nim Naruto zdążył jej podziękować.
 - Wydaje mi się, że się we mnie zabujał… - dokończył czerwonowłosy i był świadkiem tego jak oczy Uzumakiego prawie wyskoczyły ze swoich orbit.
 - Kiba? Żartujesz. – Nie wiedział czy ma zacząć się śmiać czy zachować poważny wyraz twarzy. – Przecież on od zawsze leciał na dziewczyny.
 - No właśnie wiem… I to mnie przeraża – zwierzył się. – Co byś zrobił jakbyś miał przyjaciela geja? – To pytanie kompletnie zbiło niebieskookiego z tropu, ale gdy w końcu doszedł do niego sens tych słów, zakrztusił się kawałkiem ciasta.
 - Jesteś gejem?! – krzyknął trochę za głośno, bo kilka osób siedzących niedaleko się odwróciło.
 - Nie mówię o sobie! – warknął zawstydzony. No pięknie, co teraz ludzie będą sobie o nim myśleć? – Pytam się tak ogólnie. A dlaczego w ogóle pomyślałeś o mnie skoro rozmawialiśmy o Kibie? – zapytał.
 - Nie wiem, tak jakoś…
 - Ehh, gorszy wstyd niż Kiba robisz… - Złapał się za czoło i pokręcił z uśmiechem głową.
 - Nie prawda – żachnął się. – Myślisz, że jest gejem? – przywrócił stary temat.
 - Kto? – spytał lekko zdenerwowany.
 - Boże Gaara, ty jesteś jakiś dziwny dzisiaj. Myślisz, że Kiba jest gejem? – powtórzył swoje pytanie.
 - Nie wiem.
 - A co zrobisz, jak on okaże się gejem i będzie chciał z tobą być? – spytał i włożył sobie do ust kolejną porcję ciasta.
 - Nie wiem.
 - Jak to nie wiesz? – Zrobił głupią minę i czerwonowłosy miał zaszczyt ujrzeć jego białe zęby.
 - No nie wiem! – wrzasnął.
 - Dobra, uspokój się. – Zaśmiał się. – Mi tam nie będzie przeszkadzać, jak będziecie razem. Tylko nie zapominajcie o mnie, hehe. Zakochani często mają w dupie swoich przyjaciół… - dodał już mniej ucieszony.
 - Nie będę z nim! – ryknął rozwścieczony. Już go powoli zaczynał wkurzać ten blondas.
 - Czemu nie? – zadał nie zbyt mądre pytanie.
 - Bo… - zaciął się. – Nie ważne. Do zobaczenia. – Wstał i rzucił pieniędzmi na stolik, zostawiając tam nic nie domyślającego się Naruto. Cały plan wyznania miłości poszedł się jebać. Spanikował, po prostu spanikował. Wychodząc z knajpy pacnął się w czoło.
Dlaczego nie umiem mu powiedzieć, co czuję? Nawet, gdy przyznał, że nie ma nic do gejów, to i tak nie umiem tego wydusić… - pomyślał. Czy aż tak bał się odrzucenia?

***

Naruto wpatrywał się w znikającą za drzwiami postać. Dlaczego jego przyjaciel tak zareagował? Przecież żartował mówiąc, żeby byli razem. Chociaż mógł zauważyć, że Gaara nie był w humorze i mógł darować sobie docinki.
Westchnął i złapał za talerzyk nietkniętego ciasta przyjaciela. Gdy skończył pałaszować, po paru chwilach do jego stolika przybyła kelnerka z rachunkiem.
 - Razem będzie osiem złotych – powiedziała lekko ochrypłym głosem i Naruto podał jej dychę, którą zostawił czerownowłosy. – Dziękuję i zapraszam ponownie. – Uśmiechnęła się i zabrała talerzyki, poczym z nimi odeszła.
Niebieskooki wyszedł z knajpki i skierował się do domu. Nie mieszkał daleko, na piechotę może dojdzie w dziesięć minut.
Nucąc pod nosem jakąś piosenkę usłyszaną przed sąsiednim blokiem, wszedł do swojego mieszkania. Widząc Jiraiye majstrującego przy telewizorze, przywitał się grzecznie i chciał wejść do swojego pokoju, ale zatrzymał go jego głos.
 - Naruu, na stole w kuchni są ciasteczka i sok – powiedział, przecierając spocone czoło. – To sobie zjedzcie, bo pewnie nic dzisiaj nie jadłeś.
 - Zjedzcie? – Zdziwiło go, że jego ojciec chrzestny mówi do niego w liczbie mnogiej.
 - Taa, masz gościa.
 - Co? – spytał bezmyślnie.
 - Głuchy jesteś? Masz gościa, czeka na ciebie w pokoju – rzekł zirytowany i powrócił do naprawiania starego pudła.
Naruto najszybciej jak potrafił, zahaczając po drodze o kuchnię, znalazł się w pomieszczeniu obok i to co zobaczył wywołało na jego twarzy zdziwienie, że prawie wywalił tackę, którą trzymał.
 - Co ty tu robisz? – spytał, mrużąc oczy, a po chwili spojrzał na dół. – Emm, ciasteczko?